Skręcipitka i reszta rodziny Antoleńka, czyli II Wojna Światowa cz. II

Obiecywałem, że jeszcze napiszę, co w czasie wojny działo się ze Skręcipitką. Ale to także losy pozostałej rodziny Antoleńka i Skręcipitki. Antoleńkowa siostra Maria wyszła za Węgierkiewicza. To ta Mańcia, która podarowała mu pudełko ciastek, gdy jechał do sanatorium. Chodzi o to pudełko, z którego wyskoczyła… mysz. Przed wojną Mańcia prowadziła cukiernię na Boduena. Oto kolejny fragment wspomnień wnuka Skręcipitki:

„(…) Następnego dnia (Trwa jeszcze obrona Warszawy we wrześniu 1939 roku. – Przyp. ZM.) rozpoczęły się naloty od rana. Samoloty niemieckie nadlatywały falami, co kilkanaście minut. Huk eksplodujących bomb mieszał się ze szczekaniem zenitówek. Ojciec z samego rana wyszedł na miasto. My z mamą schodziliśmy ciągle do piwnic. Dziadkowie przenieśli się dwa piętra wyżej, do państwa Wydrzyckich, a babcia Karolcia poszła do siostry dziadka, a naszej ciotki, Marii Węgierkiewiczowej, na Boduena, gdzie ciotka prowadziła cukiernię w dawnym lokalu Lardellego.”

Co z Geniem? Który pierwszy od Janki miał Historię Polski w 24 obrazkach? I który wiedział, jaki naprawdę jest tytuł książki Sienkiewicza o przygodach Stasia i Nel?  Co z domem, i który Skręcipitka wybudowała w 1938 roku, a w 1939 kończyła?

„Zaszliśmy też do rodziny mamy na Saską Kępę. (Opisana historia dotyczy okresu tuż po kapitulacji – przyp. ZM.) Cioteczny brat mamy, wuj Genek Chodkowski, już wrócił. Walczył, jako porucznik w obronie Grochowa. W dniu kapitulacji schował mundur, nie poszedł do niewoli. Na niemieckie wezwania do rejestracji oficerów nie zgłaszał się. Kilkudziesięcioletni drewniany domek prababci, Anny Przybytkowskiej, był cały. Natomiast w narożnik domu babci Karolci uderzyła bomba.”

Chodzi o ten dom, w którym teraz mieszkam.
W innym fragmencie jest szerzej o obu chłopakach – Heniu i Geniu…

„Kiedyś z mamą odwiedziliśmy jej ciotecznych braci na Saskiej Kępie, wujów Genka i Henryka Chodkowskich. Mama, starsza parę lat, mówiła zawsze o nich z dumą: „Fajne chłopaki” (mieli wówczas dwadzieścia sześć i dwadzieścia osiem lat). Wujowie mieszkali na parterze. Gdy tylko weszliśmy, wuj Henryk  z  dumą  zademonstrował nam swój „wynalazek”. W pokoju nad garażem wujowie przebili w podłodze otwór, zakrywając go klapą maskowaną podłogową klepką i dywanikiem. „Jak Niemcy do drzwi wejściowych — mówił — to my przez klapę do garażu i chodu.” Ta klapa w podłodze kilkakrotnie uratowała im życie.
Obydwaj wujowie bardzo mi imponowali. U wuja Genka w szafie wisiała szabla. Był on bowiem oficerem. W 1939 roku obydwaj walczyli. Wuj Heniek gdzieś na północnym wschodzie, a wuj Genek w Warszawie, na Zaciszu, bronił Grochowa w 80 pułku piechoty. Wuj Henryk wrócił dopiero w październiku. Wuj Genek zaraz po kapitulacji przyszedł do domu, mundur powiesił w szafie obok szabli, która w tej wojnie okazała się nieprzydatna. Szabla ta zawsze mnie zachwycała. Miała dedykację. Wuj Henryk bowiem pracował przed wojną w fabryce szabel Borowskiego. Wykonywał na szablach rysunki i napisy. Gdy wuj Genek otrzymał promocję oficerską, brat sprezentował mu tę szablę. Miała na prawym płazie przy zastawie wytrawiony medalion z Matką Boską, dalej orła i napis: „Honor i Ojczyzna”, na lewym płazie przy zastawie — syrenę, a dalej napis: „ppor. Eugeniuszowi Chodkowskiemu brat Henryk.” (W latach 90-tych, po śmierci obu „chłopaków”, dorosły już wówczas wnuczek Skręcipitki otrzymał na własność szablę, która fascynowała go od dzieciństwa. – Przyp. ZM.)

Obydwaj wujowie zajmowali się sportem. Wuj Henryk był namiętnym wioślarzem, toteż gdy tylko zaczęła się okupacja i powstały kłopoty z zaopatrzeniem w żywność, zbudował mały sportowy kajak i pływał nim Wisłą aż do Kozienic (Z Kozienic pochodził jego ojciec, malarz Wacław Chodkowski. – Przyp. ZM.), szmuglując jedzenie dla całej rodziny. Płaską sportową łajbą doskonale omijał nocą niemieckie wodne strefy. Groźna Wisła była bezpieczniejsza niż polskie drogi i ulice Warszawy.

Co z druga siostrą Antoleńka, Henryką, zwaną Heńką? Tą, która wyszła za Janka Orlickiego?

„Na drugi dzień babcia Karolcia pojechała na Saską Kępę do ciotek. Wróciła zapłakana. Tego samego dnia, co u nas tam też była blokada. Gestapo otoczyło willę kuzynki babci, Marii Karpowiczowej, która wynajęła mieszkanie jakimś młodym lokatorom, państwu Tyszkom. Gdy żandarmi obstawili dom i weszli przez furtkę, z okien willi posypały się na nich strzały i granaty. Kilka godzin oblegali willę. Wszyscy obrońcy zginęli. Okazało się, że w willi pracowała tajna drukarnia. Czy ciotka o tym wiedziała? Podczas najścia gestapo nie było jej w domu. Gdy wróciła, zabrano ją na Szucha. Od tej pory ślad po niej zaginął.
W Warszawie wrzało. Wokół obrony drukarni na ulicy Lipskiej 26 na Saskiej Kępie powstawały całe legendy. Opowiadano, że wśród obrońców drukarni znajdowała się kobieta z maleńkim dzieckiem na ręku. Miała strzelać do ostatniego naboju, który zachowała dla siebie.
10 lutego w ruinach getta rozstrzelano ciotkę Henrykę Orlicką, a 11 lutego ciotkę Wandę Poniatowską. Obie te wiadomości uzyskała ciotka Halina Czekańska w dwa dni po śmierci ciotek. W domu zapanowała żałoba.”

Antoni Adamski z siostrami Henryką i Marią

Na zdjęciu z początku XX wieku Antoleniek z siostrami: Henryka (rozstrzelana w ruinach getta) z lewej i Mańcia (od pudełka z ciastkami) z prawej

Co dalej z ukochanymi Antoleńka? O tym wkrótce. w końcu zbliża się kolejna rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego… Co wtedy robiły?

C.D.N.

Skręcipitka z Janinką i II Wojna Światowa cz. I

Dla monodramu nie ma to znaczenia, ale dla tych, którzy lubią wiedzieć „co dalej” często ma znaczenie ogromne. Co dalej ze Skręcipitką? Co z córka pary – Janką? Trochę o tym już pisałem, ale… prawdziwych historii nigdy dość. Jest jedno świetne źródło opowiadające o tym, jak radziła sobie wdowa po Antoleńku w czasie II Wojny światowej. To pamiętnik z okresu wojny, okupacji i Powstania wnuka „Skręcipitki” i syna „Wyskrobka” – Macieja Piekarskiego, czyli wydana w 1979 roku nakładem PIW książka „Tak zapamiętałem” (seria z Syrenką). Oto jak panie „powitały” nadejście wojny. Mieszkały wtedy na Sadybie w tzw. „Bloku Sadyby Oficerskiej” przy ul. Morszyńskiej 5.

Na zdjęciu Janina z Adamskich Piekarska z matką Leokadią Karoliną z Przybytkowskich i z Antonim Piekarskim. Zdjęcie zrobione na Saskiej Kępie w ogrodzie drewnianego domu przy Walecznych w 1928 roku. To jedno z niewielu wspólnych zdjęć całej trójki.

(…) 1 września rano zbudziły nas dalekie detonacje i wycie syren na alarm. Ponieważ w sierpniu kilkakrotnie były tzw. próbnie alarmy, teraz nie zrobiło to na nas większego wrażenia. Wygramoliliśmy się z łóżek i na rozkaz mamy poszliśmy do łazienki. Siedzieliśmy w wannie, troskliwie szorowani przez mamę, gdy znów zawyły syreny na alarm i nastąpiły serie potężnych wybuchów. Dom zatrząsł się lekko w posadach. Zdenerwowana mama ostro wycierała mnie ręcznikiem, gdy wpadł dziadek. „Wojna! Niemcy bez wypowiedzenia przekroczyli granicę na całej długości! Zaatakowali Westerplatte! Bombardują Warszawę! Radio przed chwilą nadało orędzie prezydenta!”, wykrzyknął. W tym samym momencie babci Karolci (Skręcipitce – przyp. ZM) zrobiło się słabo, a mnie chwyciły boleści. Babcia usiadła na sedesie, mnie zaś pozostał nocnik. Mama (Janina z Adamskich, córka Antoleńka – przyp. ZM) drżącą ręką, mrucząc pod nosem: „…dziesięć, dwanaście, czternaście”, odliczała na łyżkę cukru krople miętowe. W tym momencie prysła też radość z posiadania maski gazowej. Siedząc na nocniku koło naszego konia na biegunach, pod którego siodłem, pod tybinką, wisiała Antkowa szabla, głaskałem go po wyleniałej grzywie i trząsłem się ze strachu.

Po kilkunastu minutach, gdy minął nalot, zeszliśmy wszyscy piętro niżej, do dziadków. Mama usiłowała uzyskać połączenie telefoniczne z ojcem. Udało się. Mimo że na twierdzę spadły bomby, ojciec był zdrów i cały. Ze względu na konieczność szybkiego ukończenia robót rozpoczętych przez ojca w elektrowni w twierdzy miał on rozkaz pozostać w Modlinie.
Akurat gdy mama kończyła rozmowę, nadszedł pan Antek Galat. W tym momencie syreny znów zawyły na alarm. Nad miastem rozszalał się ogień zenitówek. Przez okno z gabinetu dziadka widać było, jak na bezchmurnym niebie raz po raz wykwitają obłoczki szarego dymu. Od strony mostu Poniatowskiego ukazywały się na niebie srebrne sylwetki samolotów, których ciężkie dudnienie słychać było bardzo wyraźnie wśród łoskotu zenitówek i huku eksplodujących bomb. Z głośnika radiowego raz po raz dochodził spokojny, opanowany głos spikera: „Uwaga! uwaga! nadchodzi…”, potem jakieś cyfry, znów „uwaga, uwaga… przeszedł”, znów liczby, „nadchodzi”. Detonacje eksplodujących bomb, warkot samolotów to zbliżały się, to oddalały. W pewnej chwili dom zaczął się kołysać od potężnych wybuchów. Za radą pana Antka zgromadziliśmy się w korytarzu leżącym na osi bloku, „ograniczonym dwoma ścianami nośnymi”, jak nam tłumaczył. Ja z babcią Karolcią znów dostaliśmy boleści i mama znów zaczęła nam odliczać krople.”

C.D.N.

Zdarzyło się naprawdę

Listy do Skręcipitki - oficjalne zdjęcie

Wczoraj odbył się ostatni spektakl przed wakacyjną przerwą. Wprawdzie kolejka znów nawaliła, (na szczęście w połowie spektaklu), ale poza tym wszystko przeszło, jak z płatka. Tuż po spektaklu odbyła się premiera filmu dokumentalnego zrealizowanego przez Jacka Kadaja, a zatytułowanego „Zdarzyło się naprawdę”… To prawdziwa historia listów, którą i ja tutaj od stycznia staram się przybliżać czytelnikom. Teraz wersja dla tych, którzy nie lubią czytać. Uprzedzam jednak, że treści na blogu są bogatsze niż te zawarte w filmie. Wszystko dlatego, że my – twórcy spektaklu – nie chcieliśmy by film był dłuższy niż 15 minut…

I tak na zakończenie… Tuż po spektaklu, na stronie wydarzenia na portalu Facebook widzowie napisali m.in:

Aha… i jeszcze jedno. Tu na blogu nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa. Nadal będę przybliżał historię Antoleńka, w którego postać w spektaklu się wcielam, a także historię jego ukochanej Skręcipitki i… owocu ich miłości – Janinki.

Co pisała Janka?

Dosłownie przedwczoraj, gdy po raz kolejny grzebaliśmy w dokumentach znaleźliśmy list, który do Antoleńka napisała jego córka. Miała wtedy mniej więcej 8 lub 9 lat. Oto fragment.

Kochany tatusiu,

(…) Gdy pisałam list wstałam rano nie umyłam się nie uczesałam tylko zdążyłam wypić śniadanie. Pozmywałam Mamuni i powycierałam sprzątałam ze stołu zamiotłam i zaczęłam pisać list Nieuczesana i nieumyta bardzo mi smutno bez tatunia bardzo długo nie byłam w Mokotowie. Babcia Adamska wyjeżdża do Radomia z Helcią. Wandzia zostaje u nas na tydzień. Mamusia chciała zostawić dla tatusia mleko na kolacje. W zeszłół niedzielę przyszedł ten Pan z dużemi wąsami A mamusia malowała obrazek. Ciągle proszę mamunię żeby mnie przeczytała list od tatunia. Mamunia pisze listy. Dowidzenia tatuniu

Curka Janink Adamska

Czyż nie jest wzruszający?

Słówko o wdowim domku…

Tak się złożyło, że mieszkam w domu, który pod koniec lat 30-tych wybudowała Skręcipitka. Dom miał służyć jej – wdowie wiernej zmarłemu mężowi, a także ich jedynej córce Janinie oraz dwóm wnukom – Antoniemu i Maciejowi. Stało się jednak inaczej… Plany i marzenia zrujnował wybuch II Wojny Światowej… Rodzina nie zdążyła tam zamieszkań. Najpierw w czasie kampanii wrześniowej w kuchni mieszkania, które teraz zajmuję było stanowisko CKM, co widać po śladach kul na elewacji. Potem bomba zerwała kawałek dachu. Skręcipitka została zmuszona do odpisania 1/4 hipoteki obcemu człowiekowi w zamian za remont. Dzięki temu dom stoi wprawdzie do dziś, ale tylko część należy do rodziny. Dodatkowo w czasie wojny zginął najstarszy z wnuków Antek, nazwany tak na cześć dziadka, którego nigdy nie poznał. W listopadzie 1944 roku, na wygnaniu po upadku Powstania Warszawskiego, w małym domku w Częstochowie urodził się trzeci wnuk – Bronisław. Znów Skręcipitka miała dwóch wnuków…  Po powrocie rodziny do Warszawy okazało się, że jej „wdowi dom” ma lokatorów. Właścicielce, która zmarła w 1969 roku nigdy nie udało się w nim zamieszkać.

Dom stoi tuż obok drewnianego, najstarszego domku na Saskiej Kępie. Tego, do którego wracał Antoleniek. Tego, w którym urodziła się Janina – jedyna córka pary.

Jak wyglądała budowa „wdowiego domku”?

Tu Skręcipitka na tle budowy

A tak wyglądała Skręcipitka na warszawskiej ulicy wtedy, gdy budowano dom…

Jeszcze słówko o rysunkach, czyli gruby notes cz. VI

Gruby notes Antoleńka to nie tylko wiersze. To także rysunki. Dwa z nich wykonał prawdopodobnie Karol Szonert, szkolny przyjaciel, który zginął 1 maja 1905 roku podczas demonstracji pierwszomajowej (warszawski złotnik, syn złotnika).

Karol jest też autorem wiersza wpisanego do tego notesu.

Wybacz Przyjacielu,
Żem zajrzał w twe serce
Zbolałe, zgryzione
z rozumem w rozterce
Bo czytając słowa
W tej książce skreślane
Łatwo je zrozumiesz,
Że z serca pisane.

Tak więc przyjacielu
Zdradziłeś przedemną 
I otworzyłeś duszę 
Jakby pustą, ciemną
Lecz czego więcej pragniesz
Czego ci potrzeba,
Czy mało ci szczęścia
Użyczyły nieba? 

Skarżysz się, że tęsknisz,
Że daleko „droga” – 
A czy się nie spodziewasz,
Że twa męka sroga?
Będzie policzoną,
I przez Twój ideał
Stokroć nagrodzoną?

No – śmiej się przyjacielu
Z mojej niezdarności
W pisaniu wierszydeł
I sądów młodości
Lecz wiedz mój kochany,
Że to jest serdeczny,
Sąd na który skazał Cie,
Twój przyjaciel wieczny 
– Karol

Autorem kolejnego znajdującego się w grubym notesie rysunku, na którym prawdopodobnie został narysowany Antoleniek, jest wspominany już tu Wacław Chodkowski – szwagier Karolki, mąż jej siostry Heleny z Przybytkowskich.


Ulubieni poeci Antoleńka cz. III – Franciszek Karpiński (gruby notes cz. V)

W „słynnym” grubym notesie Antoleńka znajduje się tez wiersz Franciszka Karpińskiego (1741-1825). Bynajmniej nie najbardziej znany „Laura i Filon”, ale…


Pieśń o miłości bliźniego 

Prawo to święte na ziemi i niebie:
„Kochaj bliźniego jak samego siebie”,
Gdy Bóg stanowił, dał się ludziom dociec,
Że dla swych dzieci napisał go Ociec.

Niech mię, jako chce, mój bliźni szkaluje,
Niechaj mię krzywdzi, niech mię prześladuje
Oddać wet za wet na cóż bym się silił?
On bratem moim, on to się pomylił.

Niewinność moja jeśli przy mnie stanie,
Z wiatrem się ludzkie rozejdzie gadanie,
A miasto swarów, wzajemnej przygany,
Daruję bliźnim i będę kochany.

Pod jednym żyje naród ludzki Panem,
On każdego z nas zatrudnia się stanem,
Daje nam barwę, z Jego stołu jemy,
Czeladko Pańska, za cóż się kłóciemy?

„Kochajcie Boga nad wszystko dobrego,
Kochajcie bliźnich jak siebie samego.”
Te dwa naczelne Boskie przykazania
Postanawiamy pełnić do skonania.

Co jeszcze mógł śpiewać Antoleniek (gruby notes cz. IV)

Antoleniek mógł śpiewać „Choć burza huczy wkoło nas”. Dlaczego? Fragment pieśni znalazł się w jego notesie. Słowa do znanej melodii Franciszka Schuberta napisał w XIX wieku Edmund Wasilewski (1814-1846). Pieśń znana albo pod tytułem: „Choć burza huczy wkoło nas” albo jako „Pieśń żeglarzy” albo jako „Marsz” powstała w czasach, które nie sprzyjały twórczości patriotycznej. Pieśń uchodzi za klasyczny przykład skutecznej próby ominięcia zakazu cenzury zaborczej przez użycie melodii znanego romantycznego kompozytora niemieckiego. Pieśń zyskała wielką popularność. Chętnie śpiewały ją chóry. Śpiewano ją także indywidualnie i na spotkaniach towarzyskich. Dziś uważana jest za zwykłą piosenkę żeglarską…

Choć burza huczy wkoło nas

Choć burza huczy wkoło nas,
Do góry wznieśmy skroń,
Nie straszna nam zachłanna toń:
Gdy sprawną w pracy mamy dłoń:

Nie traćmy ducha, nie,
Choć wicher żagle rwie!

Choć wszędy zamęt, złość i swar,
Ty w duszy pokój miej:
I okiem jasnem wkoło rzuć
I dalej ciągle pieśń swą nuć:

Nie traćmy ducha…

Niech wyje, rwie huragan fal,
Odmęty niosą śmierć:
Ty okiem sięgaj śmiało w dal,
Dzierż mocno ster wśród ryku fal:

Nie traćmy ducha…

Więc z ręką w rękę, dłonią w dłoń,
Niech związki wiążą nas:
I każdy czuj na każdy czas —
Z osobna idź, a działaj wraz!

Nie traćmy ducha…

Kto pracą święci każdy dzień,
Ten smutku nie zna, nie:
I choć mu życie mroczy wróg,
Lecz jasno mu — bo z nim jest Bóg!

Nie traćmy ducha…

Więc w górę serca, w górę skroń,
Nadzieję, wiarę miej
I miłość swoją czynem głoś
O prawdę walcz i hasło wznoś.

Nie traćmy ducha, nie,
Choć wicher fale rwie!

I taka ciekawostka na koniec. Edmund Wasilewski, autor słów do „Choć burza huczy wkoło nas” uchodził za piewcę Krakowa. Również on jest autorem słów „Płynie Wisła płynie” do popularnego ludowego Krakowiaka, którego wybraliśmy, do spektaklu, jako utwór, którego fragmenty gra Antoleniek na trąbce.

Ulubieni poeci Antoleńka cz. II – Maria Konopnicka (gruby notes cz. III)

Oprócz fascynacji wierszami Kazimierza Przerwy-Tetmajera Antoleńka z pewnością wzruszała Maria Konopnicka (1842-1910). W notesie, w którym zapisywał wiersze, które zrobiły na nim wrażenie można znaleźć między innymi:

Do kobiety

Czy wiesz, ty piękna i ty uśmiechniona,
Której usteczka rozchyla pustota,
Co znaczy „kocham”, to najświętsze słowo,
Co pada z piersi jako strzała złota,
I jak królewskiej purpury zasłona,
Oddziela ciebie, wzruszeniem różową
I drżącą snami szczęścia dziewiczemi,
Od wszystkich ludzi na całej tej ziemi,
Byś otworzyła jednemu ramiona?

Czy wiesz ty o tym, motylu i kwiecie,
Poranków wiosny ty śpiewna ptaszyno,
Że ta godzina, w której usta twoje
Szepczą to słowo, jest cudów godziną?
Że wtedy jasno robi się na świecie,
Że srebrem biją wszystkie żywe zdroje,
Że róże w pąkach płonią się wiosenne,
Że dziwne mary, rozwiewne i senne,
Ciałem się stają pod drżącą twą dłonią?
Że w twej źrenicy, jako w pryzmie słońce,
Życie odbija blasków swych tysiące
I załamuje promień brylantowy?…
Że noc koronę srebrną swojej głowy
U stóp twych w chłodnych rozsypuje rosach?
Że twym wzruszeniem drżą gwiazdy w niebiosach?

Czy wiesz ty o tym, że słowo to ciebie
Czyni kapłanką przeczystych ołtarzy?
Że to uczucie, co łuny dziewicze
Rzuca na białość liliową twej twarzy
I diamentową skrą w oku rozbłyska,
Nie tylko szczęściem jest, lecz złotą wagą,
Co byt wszechświata utrzymuje w ruchu,
Pierwszym zarzewiem wielkiego ogniska,
Co świat ogarnia blaskami swojemi,
Pierwszym ogniwem w stworzenia łańcuchu?
Czy wiesz, że kiedy zmierzchy tajemnicze
Wydały kształty młodzieńcze tej ziemi,
Co stała jeszcze wśród chaosu nagą,
Najpierwszym słowem, jakie Bóg na niebie
Rzekł do niej, było słowo: „Kocham ciebie”?

Posłuchaj! Kocham – to nie znaczy wcale:
„Chcę być pieszczoną w twym domu królową,
Chcę iść przez życie drogą kwieciem słaną…
Chcę w pocałunków twoich tonąć szale…
Chcę, by mi słonko świeciło co rano…
Chcę, by co wieczór lampę diamentową
Srebrzysty księżyc palił mi nad głową…
Chcę, byś dzień cały mojego szczebiotu
Słuchał i zawsze witał mnie uśmiechem…
Chcę, byś mi pieśni śpiewał wraz z słowikiem…
Chcę żyć z twej pracy i z twojego potu…
Chcę, byś był moim cieniem, moim echem,
Odpowiedzialnym za mnie niewolnikiem…”

Nie! „Kocham ciebie” – to znaczy: chcę z tobą
Podźwignąć ciężar, co się życiem zowie,
Być domu twego światłem i ozdobą
I nieść ci pokój, i ciszę, i zdrowie.
„Kocham” – to znaczy: twoje ideały
I twoje cele są także mojemi.
Pracujmy razem, by rozświt dnia biały
Prędzej rozbłysnął na ziemi!
Chcę, by mą drogą była twoja droga,
Moim pragnieniem były twe pragnienia;
Chcę, byś był głosem mojego sumienia
I wiódł mię z sobą do Boga!
Chcę, byśmy lecąc w uścisku wzajemnym,
Jako dwa duchy w dziedzinę wieczności,
Rozpromienili na świecie tym ciemnym
Gwiaździste szlaki przyszłości!
Chcę przez twą wiedzę mój umysł rozszerzyć
I słowo twoje chować jak przysięgę;
Chcę z tobą marzyć i tęsknić, i wierzyć
W ducha niezłomną potęgę!
„Kocham” – to znaczy: chcę z tobą podzielić
Gorzki chleb trudu i łez, i boleści…
Chcę oczy twoje w dniach smutku weselić
I tarczą być twojej części.
Chcę na twych piersiach być jak róża biała,
W której płomyczek tajemniczy pała,
I chcę być jako pieczęć rubinowa
Na ustach twoich bez słowa…
„Kocham” – to znaczy: chcę w cichym zakątku
Żyć zapomniana, byłeś ty był ze mną…
Chcę nad kołyską naszemu dzieciątku
Nucić piosenki w noc ciemną!
„Kocham cię” – znaczy: o wolny ty duchu!
Ja nie chcę skrzydeł twych krępować jasnych,
Przykuwać ciebie do trosk nędznych, ciasnych,
Ciebie, coś przywykł na myśli podmuchu
Wzlatać, jak orzeł, po najwyższych szczytach
I gniazdo zwijać w błękitach.
Ja nie chcę ciężyć tobie jak kajdany,
Wiązać cię z ziemią żelaznym łańcuchem…
Chcę tylko, byś mnie uznał, ukochany,
Bratnim i równym ci duchem.
„Kocham” – to znaczy: ja chcę być dla ciebie
Prawdy i dobra, i piękna zaklęciem,
Umiłowanym twej duszy dziecięciem,
Twoim marzeniem o niebie…
Chcę domu twego być białym powojem,
Twojemu czołu od skwarów ochroną,
Chcę być twą myślą i ramieniem twojem
I przyjacielem, i żoną!

Jeśli w twych piersiach, kobieto, nie bije
Serce do takiej podniosłej miłości,
Nie mów ty: „kocham” nikomu na ziemi!
Bo ten, co z tobą połączy swą dolę,
Patrząc na ciebie oczyma smutnemi,
Nigdy nie powie, że żyje,
I duchem wrósłszy w poziomą niewolę,
Nie zrobi nic dla przyszłości!

Jest też i drugi wiersz Marii Konopnickiej. Napisany na końcu notesu ołówkiem i częściowo poprawiony atramentem. I wpisywanie jego nigdy nie zostało dokończone. Dokończę więc ja. Za Antoleńka. W końcu zżyłem się bardzo z tą postacią.

W zaduszny dzień

Wy, co z zastygłą piersią i usty zimnemi,
Klękacie dla zwyczaju na mogilnej ziemi,
Wy, co włóczycie senną istność swą po świecie,
Czy wy żyjecie?
Och! mnie nad wami chwyta płacz nieutulony,
I modlićbym się chciała, i kazać bić w dzwony,
I załamawszy ręce, stać po was w żałobie,
Jak głaz na grobie!…
Gdzie duch wasz? w jaką miłość, w jakie ideały
Wcielił się ten najświętszy płomień życia biały?
Gdzie cel jasny, podniosły i wysiłków godny,
Dla jutra płodny?
Gdzie ujście dla sił waszych? u jakiego zdroju
Rzeźwicie wasze czoła i usta wśród znoju?
Jakie hasło wam wrzawę powszednią przygłusza,
Gdzie wasza dusza?
Wy nosicie ją w piersiach, jak lampę zgaszoną,
W brudnych popiołów pełnej i spękanej urnie;
A kiedy już na wieki zastygnie wam łono,
Wy, wy — umrzecie powtórnie!

II.

Wieczny spoczynek! ach, jestże mogiła,
Tak cicha, taka pusta i zamarła,
Którejby ruchu wieczystego siła
Nie tknęła i nie otwarła?
Jestże grób, tak już zapadły i stary,
By w nim potęga przyrody tworząca
Toastu życia nie mogła wznieść czary
W promieniach słońca?
Jestże proch jaki, tak nędzny, lub święty,
Żeby go prawo powszechne minęło?
I czyż na blade poglądając szczęty,
Natura przerwie swe dzieło?
Wieczny spoczynek! ach, jakie złudzenie
Dla tych atomów, zdmuchniętych z błękitu,
I szukających przez ruch i ciążenie
Co raz to nowych form bytu!
Jakie złudzenie dla prochów rozwianych,
Na które szereg odmian w grobie czyha!…
Dla tych znużonych, i dla tych stroskanych,
Co mówią: „mogiła cicha!”

 ∗ ∗
O śmierci! tajna wspólniczko narodzin!
Kiedyż ty będziesz spoczynkiem ludzkości
Któraż z spiżowych twego przyjścia godzin
Obwieści pokój wieczności?
Czy, gdy się ludów dopełnią nadzieje?
Gdy przyszłość wszystkie sztandary zdobędzie?
I kiedy w blaskach słonecznych zadnieje
Świt boży wszędzie?
Gdy rozgrzeszenie znajdą wszystkie winy,
Gdy wszelka krzywda będzie nagrodzona,
Gdy dadzą owoc łzy, walki, i czyny
Wieków miliona?
Wtedy, gdy pęknie potężne ogniwo
Przyczyn i skutków, co ludzką myśl żywą
Chwyta i wciela w konieczne następstwa
Klęsk, lub zwycięstwa?
Czy wtedy, gdy się wyczerpie już dzielność
Popędów życia na całym tym globie,
I gdy nicości wzejdzie nieśmiertelność
Na wielkim planety grobie?
Czy wtedy, gdy proch, co sercem był mojem,
I drżał wzruszeniem ducha tajemniczem,
Bóg strząśnie z szat swych z wszechmocnym spokojem,
Aby był niczem?
Kiedy na ziemi zabraknie już kwiatów,
Coby mogilnym żywiły się sokiem,
I kiedy glob nasz, w znużeniu głębokiem,
Zagaśnie wśród drżących światów?

 ∗ ∗

Ach! może, gdy się w mgławicę obłoczną
Zmieni materya, sił wiecznych narzędzie,
Bóg może powie: „niech smutni odpoczną!
Niechaj noc będzie!”
Lecz dziś, gdy zastęp walczących szermierzy
Ginie, by wskrzesnąć wszechruchem wśród globów,
Gdzież ten, co w wieczny spoczynek uwierzy
I w ciszę grobów?

III.

Ktokolwiek widział najdroższe oblicze,
Kamieniejące w linie tajemnicze,
W przedśmiertnej walki godzinie;
Ktokolwiek słyszał cichy jęk konania,
Kiedy się dusza na usta wyłania
I drży, i gaśnie, i ginie…
Ktokolwiek w drogiej i mdlejącej dłoni
Widział gromnicę, jak światło swe kłoni
Za ust niepewnym oddechem;
Ktokolwiek słyszał obojętne szmery,
Gdy przyszło w miarę dobrać deski cztery,
Żeby się wieko zawarło…
Ktokolwiek ziemi oddał skarb najdroższy,
I w puste kąty wracał sam, uboższy
O całą miłość umarłą, —
Ten w dniu jesiennym, mglistym listopada
Bóle tęsknoty swojej wypowiada
Na cichym grobie cmentarza;
Ten swoje modły żałobne i łzawe,
Sieroce nędze i wdowie łzy krwawe
Niesie na stopnie ołtarza.

∗ ∗ ∗

Lecz kto i kiedy modlitwy pokutne
Odmawiać zechce za te dusze smutne,
Co jeszcze mdleją w podróży?
Za owe chwiejne i wątpiące duchy,
Na ostrych pokus wydane podmuchy,
Jak łódź bez steru, wśród burzy?
Za te, co światła łakną i pokoju,
Za te, co tają, jako rosa, w znoju
Skwarnego dnia upalenia?…
Za te, co, w otchłań zapatrzone ciemną,
Próżno wołają, żądają daremno
Prawdy i wiedzy promienia?
Za te, co, pragnień pożarem trawione,
Czyscowych ogniów męczeńską koronę
Noszą, jak upiór północy?
Za te, co, znikąd nie mając ratunku,
Drżące, zbłąkane, bez wyjścia, kierunku,
Bez bratniej giną pomocy?
Za te, co cierpieć nie mają już siły,
I odpocznienia pragną u mogiły,
Po ciężkiem życiu tułaczem?
Za bolejące duchy i zgorzkniałe,
Za te, co szaty pokalały białe,
Kto, pytam, modli się z płaczem?

Jak było w Kutnie?

Poza tym, że: kolejka się wykoleiła jeszcze przed rozsunięciem kurtyny, a ostatni film zaciął się w połowie to wszystko poszło gładko….

Jak dokładnie było?

Najpierw ustawialiśmy kolejkę…

Widownia na godzinę przed spektaklem…

Reżyserka z oświetleniowcem

Widownia na 10 minut przed spektaklem…
…a tu już sam spektakl… z wykolejoną kolejką…
(zdjęcia dzięki Centrum Teatru Muzyki i Tańca w Kutnie) 

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

Foto: M. Cichońska, T. Florczak

 Foto: M. Cichońska, T. Florczak

A to sesja „pospektaklowa”…
fot. MKP

i jeszcze z manekinem w roli posługaczki Nataszy…

Z kierownikiem sceny i reżyserką

Ze scenarzystką i reżyserką

A tak na koniec jeszcze ten film, który się w połowie zawiesił…