Posługaczka Natasza

Kończymy kompletowanie oprawy muzycznej do spektaklu. Nie jest to proste. Potrzebne są nam dźwięki autentyczne, niebanalne etc. O ile wiadomo co śpiewał Antoleniek, bo w listach podaje repertuar, o tyle nie podaje co grał, a grał na pewno, bo wspomina o tym. Sądząc po repertuarze tego, co śpiewał – to co grał zapewne było melodiami popularnymi lub patriotycznymi. Dość szybko okazało się, że ponad połowa dziś znanych i popularnych pieśni patriotycznych nie wchodzi w grę, bo w 1913 roku nikt ich jeszcze nie znał. Większość ich pochodzi bowiem z okresu I wojny światowej, z wojny polsko-bolszewickiej i czasów późniejszych. Wybrnęliśmy z tego kłopotu zwycięsko. Pomogła wiedza historyczna scenarzystki. Co gra Antoleniek? Na razie jeszcze nie zdradzę. Zapraszam na spektakl.

Pozostał jednak problem posługaczki Nataszy… Któż to taki? Posługaczka Natasza to dobry duch Antoleńka. Troszkę o niej w listach jest. Posługaczki, gdy sprzątają, piorą etc. często śpiewają… Szukaliśmy długo pieśni, którą mogłaby śpiewać Natasza, a Antoleniek mógłby te śpiewy podsłuchiwać. Wraz z reżyserką przekopałem pół internetu. Znaleźliśmy… Pozostawała jednak sprawa wykonania. Posługaczka Natasza na pewno nie była kształconą muzycznie śpiewaczką operową. Nie mogliśmy więc korzystać z usług moich koleżanek ze studiów na wydziale wokalno-aktorskim, czyli polskich śpiewaczek operowych. Pozostawała zresztą kwestia akcentu. Posługaczka Natasza jest Rosjanką. To musi być zaśpiewane od niechcenia. Tak, jak się śpiewa przy sprzątaniu. Kiedy śpiewający myśli, że nikt go nie słyszy. Posługaczka Natasza nie może fałszować. Jednocześnie musi śpiewać zwyczajnie, a co najważniejsze – po rosyjsku z prawdziwym rosyjskim akcentem. Z pomocą przyszła nam artystka Masha Kapustina, która jest… malarką, metaloplastykiem i krawcową artystyczną. Ponieważ jest Rosjanką, więc nie ma problemu z akcentem. No i potrafi też śpiewać, a to najważniejsze. I tak Masha, która zazwyczaj maluje lub szyje, stała się Mashą, która wyjątkowo wyje. Od niechcenia. Specjalnie dla Antoleńka. By miał co podsłuchiwać w chwilach tęsknoty za kobietą…

Żegnaj Szafranowo

Gdy na samym początku pisałem o Szafranowie i sanatorium pokazywałem dwie pocztówki z sanatoryjnymi widokami. Teraz pokazuję kolejne, bo nie tylko Antoleniek żegna się z Szafranowem, ale i ja. Oto wielkimi krokami zbliża się premiera monodramu.

To widok ogólny sanatorium.

A to widok jednego z domków…

To jedyne zdjęcie Antoleńka z kuracjuszami. Który to Antoleniek? Oczywiście ten uśmiechnięty. Stoi pierwszy z prawej w czapce z daszkiem na głowie, z wąsami i laską w prawej dłoni. Urodę kacapek opisanych przez niego, jako „strasznie szpetne” pozostawiam czytelnikom.

A tu link do strony o Szafranowie w rosyjskiej Wikipedii. Można tu zobaczyć mapę z zaznaczonym miejscem gdzie leży Szafranowo.

Tu z kolei link do jednego z serwisów reklamujących istniejące po dziś dzień Sanatorium w Szafranowie.

A na koniec niespodzianka. Tak dziś wyglądają domki sanatorium, w którym sto lat temu leczył się z gruźlicy Antoleniek. Fotografie zrobił Anatoly Kvasov i zostały zaczerpnięta z istniejącego w sieci jego albumu fotograficznego

A tak wygląda brama do kurortu. Kiedyś carskiego, potem radzieckiego, a teraz rosyjskiego.

Bo kochał muzykę

Antoleniek na pewno od najmłodszych lat kochał muzykę. Na pewno umiał śpiewać i prawdopodobnie robił to bardzo pięknie. Na jakich grał instrumentach? Na pewno na fortepianie i na jakimś instrumencie strunowym. Była to albo mandolina albo gitara.

Gdy był jeszcze dzieckiem matka dała mu obrazek świętej Cecylii. To m.in. patronka lutników, chórzystów, zespołów muzycznych. Często przedstawiana, jako grająca na organach, choć najpewniej grała na harfie. Żyła w III wieku naszej ery. Antoleniek ów obrazek ze świętą Cecylią otrzymał, jako niespełna 8-letni chłopczyk. Jakich lubił kompozytorów? Trudno dziś powiedzieć. Z listów wynika, że lubił śpiewać i inni lubili, gdy to robił. Co miał w repertuarze? Z zachowanej korespondencji wynika, że lubił pieśni patriotyczne. Kuracjuszom z Szafranowa na pewno śpiewał Chorał, czyli „Z dymem pożarów”. Czy miał tam ze sobą obrazek z patronką? Trudno zgadnąć. Obrazek jednak przetrwał w pamiątkach po nim. Jako dowód, że jego właściciel kochał muzykę. 

Co jadali w sanatorium i inne imiona Skręcipitki

Listy Antoleńka to wiele historii na raz. Po pierwsze można się z nich dowiedzieć co takiego sto lat temu ludzie jadali w sanatorium. Jak się okazuje „legominę”, co to takiego? Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo dziś tzw. legumina to może być zarówno budyń, jak i kisiel. Wtedy było podobnie. Wiemy więc, że Antoleniek lubił słodkości. Po drugie mozna dowiedzieć się, że z pewnością kochał swoją Karolcię i… oprócz tego, że nazywał ją Skręcipitką stosował też inne określenia… Jakie? To własnie trzecia informacja, a szczegóły w liście poniżej!

Do kumysu się już przyzwyczaiłem, wygarniam dziennie 12, a czasami 15 szklanek tego świństwa, a na obiad rozmaitych potraw moskiewskich moc. Obiad składa się z 6 dań: zupa najczęściej szczyć, sztuka mięsa, ryba, pieczyste, lego mina i kawa lub herbata. Oprócz tego, gdy znajdzie się taki żołądek, dla którego to za mało, każdej potrawy można zażądać drugą porcję, oprócz (co najsmutniejsze) legominy, ale ja sobie poradziłem w ten sposób, że nie jadam sztuki mięsa, proszę zaś o 2 porcje słodkiego. Piszesz, Salcesonie ewangelicki, że ci smutno, a mnie stokroć gorzej, ty jesteś miedzy swoimi, masz matkę, córkę, a ja jak na wygnaniu, między Kacapami i Tatarami i tak mi czegoś ckliwo do Pierdzimączki, że aż strach; boć to nie żarty.  Bite 10 lat z kimś kłócić się, potrącać, robić na złość, dokuczać w rozmaity sposób, a tu ni stad ni zowąd wygnali człowieka na koniec świata i nie ma z kim pokłócić się nawet. Ale to nic, jak przyjadę, to odwetuję sobie za wszystkie czasy.

Dopiero dzisiaj mamy tu pogodę. Słońce pali bez litości, niektórzy z kuracjuszów poszli w góry na kąpiele słoneczne, gdy powrócili wyglądali jak Indianie. Narzekali, że ich ciało dotkliwie boli. Skutki będą takie, że skóra popęka i będzie schodzić jak po jodynie. Dziękuję za taką frajdę.

Karolciu, jakie tu ładne kwiatki w górach, rozmaite dzwonki, kielichy, groszki, mięty, w przepysznych kolorach, nazbierałem moc tego i upiększyłem sobie swój pokoik, a szkoda żeby cipuchna tu była, malowałaby, chodziłaby po górach no i kogutek by miał lepiej. A tak wstaję z łóżka, no umyć się umiem co prawda, ale jak przyjdzie do czesania – zdechł pies. Dalej z krawatem jeszcze gorzej. Nawiążę rozmaitych supłów i wszystko to do diabła niepodobne. Zgniewa mię to, rzucam kołnierzyk i idę na obiad bez krawatu, choć tu też tak chodzą, ale za to w narodowych wyszywanych rubachach z kutasami.

Karolciu! Dopiero tydzień tu siedzę, zostało 5 tygodni i nie wiem czy ja wytrzymam. Pamiętaj żebyś od tej chwili, gdy list ten otrzymasz pisała do mnie codziennie, wszystko mi jedno czy masz czas czy nie! Codziennie pisz do mnie list albo przysyłaj pocztówkę, bo inaczej uciekam stad, wracam do domu i grzanie takie będzie, że moje uszanowanie! Pokłoń się wszystkim ode mnie. Niech mała Janka jak umie, tak niech napisze do mnie. Napisz co słychać w Mokotowie u mamci, ojciec jak się ma. No trzymaj się ciepło, dzwonią na obiad. Pisz do mnie i nie smuć się – po smutku zwykle wesołość. (…) Twój aż do grobu skręci… już dalej nie dokończę, domyśl się sama.

PS Pojawili się sponsorzy… Świat Peruk i Cieszkowski – najstarszy warszawski prywatny zakład kapeluszniczo-czapkarski!

Ach, jak go wszyscy kochali, czyli co w sanatorium czytał Antoleniek?


Obiecałem, że napiszę o lekturach Antoleńka, jakie czytał podczas pobytu w
Sanatorium w Szafranowie. Dokładnych informacji nigdzie nie ma, ale… wielce prawdopodobne, że czytał Henryka Sienkiewicza. Po pierwsze zachowały się ustne przekazy rodzinne, że lubił jego książki. Po drugie pisze o nim w listach i to jego książkę „W pustyni i w puszczy” poleca kupić córce. Wreszcie po trzecie zachował się jego egzemplarz Quo Vadis. Wydana w 1902 roku nakładem Gebethnera i Wollfa najsłynniejsza powieść Henryka Sienkiewicza pełna jest notatek zrobionych ręką Antoleńka.

To z nich dowiadujemy się, że wzruszał go Petroniusz, to, „jak go wszyscy kochali”.

I to, jak kochała go Eunice. „Ileż dziś jest takich, jak Eunice…”

Z podkreśleń wiemy, które fragmenty powieści były dla niego najważniejsze. Jakie mądrości sienkiewiczowskie wziął sobie do serca i głowy:

„umiej kochać, naucz kochać…”

albo

„kochać jest nie dość, trzeba umieć kochać i trzeba umieć nauczyć miłości.”

albo

„a gdyby niewdzięczność ludzka mogła mnie jeszcze dziwić”

Książka musiała zrobić na nim ogromne wrażenie, bo była zaczytana. W latach 90-tych rodzina zaniosła ją do introligatora, by z luźnych kartek rozpadającego się tomu, dawno zresztą pozbawionego okładki, zrobić znów książkę. Na końcu swojego egzemplarza „Quo Vadis” Antoleniek napisał: „Przeczytałem i nie raz zapłakałem”.

I dodał czterowiersz:

„Panie błagam Cię oświeć mą duszę.
A wtedy wszystkie nieprawości skruszę.
Jam grzesznik, lecz Tyś miłosierny Panie,
Więc ześlij mi zmiłowanie.”

Któż z nas czytając tę książkę nie wzruszył się i nie zadał sobie pytania „Quo Vadis, Domine”?

PS Dla każdego „Niewiernego Tomasza” tradycyjnie skany oryginałów książki.

Co nam tam zimny marzec!

Narzekamy na pogodę? Narzekamy! Choć stare przysłowie mówi, że w marcu, jak w garncu. Dla pocieszenia zajrzyjmy w jeden z listów Antoleńka. Napisany został w czerwcu! Może jeszcze to podkreślę: to CZERWIEC! A on po raz kolejny wyjechał do sanatorium do Szafranowa. I tak parafrazując Koziołka Matołka wyznam, że co przeżył i co widział, krótki liścik wam opowie.

Szafranowo, dnia 1 czerwca 1914
Kochana Karolciu!
Całe 24 godziny jechałem dłużej aniżeli w zeszłym roku. Przyjechałem dopiero w niedzielę o 12 w południe. Wystaw sobie Karolciu, że począwszy od Samary śnieg grubo leży na ziemi i zimno tu takie, jak wszyscy diabli. W nocy przykrywam się dwoma kołdrami, paltem, w nogi kładę koszyk, by to wszystko przytrzymać i swoją drogą zimno mi. Natura jest tutaj jeszcze we śnie, jak u nas w marcu, na dworze w palcie zimowym za zimno, bo i wiatry wieją zimne. Dużo chorych znajomych spotykam, ale razem ludzi jeszcze mało. Byłem u doktora. Znalazł katar płuc, to zdenerwowanie. Po dwóch tygodniach znowu mam iść na wizytę. Ważę 158 i ¼ funta – taka sama waga jak w zeszłym roku gdym przyjechał na kuracje. Uściskaj Karolciu Matkę, wyskrobka naszego Jankę.

Twój Antek

U góry oryginał listu, a obok zewnętrzna strona kartki, na której został napisany.

Wokół szpetne panny i Kacapi

Kanon urody się zmienia. Te kobiety, które sto lat temu uchodziły za piękności dziś mogą się nie podobać. Tak samo z mężczyznami. Trudno dziś oceniać urodę Karolki i Antoleńka. Przystojny to facet czy nie? Wiadomo za to jedno: rosyjskie kuracjuszki nie przypadły mu do gustu. Nazywa je „Kacapkami”. Dlaczego? Jak twierdzą encyklopedie określenie „Kacap” prawdopodobnie zapożyczone zostało do polszczyzny z języka ukraińskiego. Na Ukrainie nie jest to dziś popularne słowo, chyba, że w środowiskach nacjonalistycznych. Na Rosjan raczej mówi się „Moskali”. Jednym z wytłumaczeń genezy słowa „Kacap” może być jednak określenie, jakim Ukraińcy obdarzali kiedyś mieszkańców Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Słowo to jest być może połączeniem rosyjskiego „как” i ukraińskiego „цап” (co w połączeniu oznacza „jak kozioł”). Tym samym nawiązuje do kozich bród bojarów moskiewskich oraz innych ludzi z Księstwa Moskiewskiego, którzy zgodnie ze starymi kanonami bizantyjskimi mieli według starego obrządku nosić takie kozie brody. Są jednak ukraińscy badacze (D. Jawornycky i E. Onacky) którzy twierdzą, że słowo „Kacap” pochodzi z języków tureckich. Po arabsku wyraz „kasab” (qaşşăb) oznacza „rzeźnika” albo „tego, kto zabija bydło”. Ukraińscy naukowcy zwrócili uwagę na następujący wyrażenia w tureckich językach: „adam kassaby” to po prostu „zły człowiek” albo „despota”. Wyrażenie „kassap odlu” to nikt inny, jak „hochsztapler”. W języku karaimskim „kassapczy” to po prostu „oprawca”. To samo słowo w języku krymskim brzmi: „hassap”. W każdym z tych języków odnosi się do mężczyzny, a tu Antoleniek pisze o strasznie szpetnych „Kacapkach”, czyli brzydkich kobietach. Może były też głupie? W końcu w gwarze lwowskiej słowo „kacap” oznacza głupca. A do dziś podobno na Podlasiu nazwa „Kacap” funkcjonuje jako negatywne określenie osoby wyznania prawosławnego. No, a jak było u Antoleńka z tymi „Kacapami”? Przepraszam… „Kacapkami”?

Kochana Karolciu!

Wczoraj tj. we wtorek otrzymałem list od Ciebie, za który dziękuje bardzo; szkoda ze ciebie tu nie ma ze mną, nudy tu takie, że mało bzika nie dostanę. Pierwszego dnia starałem się o znajomość, dziś znam już wszystkich bez wyjątku i wszyscy mi się sprzykrzyli, szczególniej Kacapki (strasznie paskudne, pociesz się), które gdy się dowiedziały żem z Warszawy i trochę śpiewam zamawiają mnie codziennie na spacery do lasu. Raz poszedłem więcej nie pójdę. A co szczególniejsze, że teraz uciekam od wszystkich bo na minutę swobodnie pomyśleć nie można. Ten prosi o napisanie wierszy piosenki, ta o zaśpiewanie, ten wypytuje jak Warszawa wygląda, dobre to raz, ale często, to znudzi; znalazłem sposób: biorę książkę, uciekam w las i pokazuje się dopiero na głos dzwonka.


Następnym razem uchylę rąbka tajemnicy… Co w sanatorium czytał Antoleniek?

PS Z ostatniej chwili… Patronaty medialne nad monodramem objęły TVP WARSZAWA i Miesięcznik STOLICA.

Skręcipitka i kogutek, czyli słówko o pruderii

Niektórym się wydaje, że sto lat temu wszyscy byli bardzo pruderyjni. Naprawdę? Czytając listy Antoleńka odnoszę wrażenie, że jednak nie wszyscy. Oto co pisał do żony, którą nazywał nie tylko „Skręcipitką”…

Moja Przekotuchno!

Niedobra jesteś! Ja tu siedzę jedenaście dni i dopiero otrzymałem od ciebie jeden list. Pamiętaj żebyś się poprawiła, bo będzie kiepsko. Ja, zdaje mi się, pobędę tu tylko miesiąc i wrócę, tak że mi się zostanie koło dwudziestu dni wolnych w domu. Ale czy tak będzie na pewno, to jeszcze nie wiem. Dla rozrywki poproś Kazka, żeby choć raz na tydzień kupił bilet do letniego teatru. Oj jak ja się tu piekielnie nudzę! Wołałbym Rosji nie widzieć i urlop przepędzić w domu. Czuję się dosyć dobrze, tylko śpię nieszczególnie. A ty, czy zdrowa jesteś? Jak Janka? Napisz mi coś o matce… (…)

Koledzy moi mają tu dosyć rozrywki: grają po całych nocach w karty, urządzają konne wycieczki w góry i strzelają z floweru do wron i wróbli. Ale mnie wszystko to jakoś nie pociąga, wolę czytać, śpiewać i bazgrać listy. Bez ciebie mi szczeniaczku źle. Sam nie myślałem, że taka pchła, jak ty, tak mi potrzebna jest. Ale, że tak jest, to lepiej, sam się teraz przekonałem, że bez cipuchny cienko by kogutek piał.

Kuracyjna nuda?

Antoleniek pisze, że nudzi się w tym sanatorium. Rozrywek nie ma zbyt wiele: krokiet, stare pianino, książki i spacery… Myślę, że wiem, czemu nie wynaleziono jeszcze maszyny do przenoszenia się w czasie. Przecież gdyby taki Antoleniek z tego swojego 1913 roku trafił do 2013 i zobaczył: telewizję, komputery, internet – chyba by zwariował. A tak… spokojniutko pił kumys. 188 butelek.

Zwyczaj w sanatorium jest taki: o 8-ej rano dzwonią na śniadanie (na Kępie wtedy 6-ta), herbata z mlekiem lub bułki z masłem. O 12-ście 2-gie śniadanie –  mięso jakieś smażone i coś słodkiego. Obiad o 5-tej, zupa z mięsem, dwojakie pieczyste i legumina. O 8-mej kolacja, herbata lub kawa; rano między 8-mą i 12-stą trzeba wypić dwie butelki kumysu, między obiadem a kolacją drugie dwie. Butelki duże jak od kwasu. Takich butelek mam wypić 188. Mamy łaźnię, wannę i kąpiel  w rzeczce. U doktora – nic złego w płucach nie znalazł. Tylko orzekł, żem przepracowany i nerwowy. Kazał dużo jeść, pić kumys, mało palić, jak będzie pogoda brać kąpiele słoneczne, i gdybym tracił na wadze przyjść do niego na poradę. Nudy tu ogromne: jest krokiet, stare pianino, coś w  tym rodzaju jak nasze pianino na Mokotowie, stary gramofon zostawiony przez jakiegoś kumyśnika i wszystko …

Może gdy będzie pogoda, pójdę w góry na spacer na poziomki do wsi tatarskiej, to czas jako tako przejdzie. Złodziei tu nie ma – pokoik zostawiam otwarty, wszystko pootwierane. Przychodzę za kilka godzin niczego nie brak. Tatarzy z okolicznej wsi naród spokojny, kobiety spokojne. Jeden z kuracjuszów zaproponował Tatarce coś nieprzyzwoitego, odpowiedziała mu tak: „Stydno pan, moja Boga tego nie pozwala”.

No Karolciu do widzenia. Napisz co słychać na Kępie, w Mokotowie, przeczytaj list matce i siostrom.

Twój Antek

A na koniec drobna ciekawostka…

Jak wyglądało sanatorium?

 

A może kumys?

Czytam te listy i sam nie wiem, czy chciałbym się tego kumysu napić, czy nie. No bo z jednej strony ciekawość zżera, zdrowe to podobno, choć alkohol, no i nawet Muzułmanie mogą pić i nie popadają w konflikt z Koranem. Ale jakoś tak… jak poczytałem, jak się robi kumys to nie wiem… Według Wikipediii „Kumys jest alkoholem musującym, zawiera, prócz zmniejszonej ilości cukru i produktów jego fermentacji (…) inne składniki mleka (mniej więcej w zwykłym stosunku). Kumys jest tradycyjnym napojem koczowniczych ludów centralnej Azji (…). Podstawą napoju jest mleko klaczy, czasem jednak przyrządza się go z mleka jaka, oślego, wielbłądziego, lub owczego. Dawniej do produkcji kumysu z mleka świeżego w naczyniu ze skóry końskiej dodawano starego kumysu (kor), który służy za ferment i zapoczątkowuje zamianę cukru mleka (laktozy), która następnie przetworzona zostaje na alkohol i kwas węglowy. Wstrząsanie i mieszanie mleka jest niezbędne przy produkcji kumysu. Obecnie fermentacja kumysu jest przeprowadzana w beczkach (często z tworzyw sztucznych) ustawianych w jurcie po lewej stronie od wejścia, by nikt z wchodzących i opuszczających jurtę nie zapomniał wymieszać cieczy specjalną pałką, w celu nasycenia tlenem dolnych warstw kumysu. W zależności od czasu fermentacji kumys zawiera od. 1% (jednodniowy) do 3% alkoholu (ośmiodniowy). Do butelek przelewa się kumys, gdy osiągnie odpowiedni stan fermentacji. Świeży kumys zawiera prócz wody również 1,65% alkoholu, 2% tłuszczu, 2,2% cukru, 0,4-1% kwasu mlekowego, ok. 1% białka, ok. 0,3% soli i pewną ilość kwasu węglowego (różną w zależności od etapu fermentacji). Flora bakteryjna kumysu: Lactococcus lactis, Bacterium acidophilum, Thermnobacterium bulgaricum i Saccharomyces.
Kumys ma barwę mleczno-białą i jest kwaskowaty. Jeżeli nie jest przechowywany w chłodzie, fermentuje szybko dalej, dopóki nie rozłoży się cały cukier. Ludy mongolskie przez destylację kumysu otrzymują wódkę zwaną archi.”

Najciekawsze jest jednak to:

„Uważa się, że kumys ma własności lecznicze. Jeszcze na początku XX wieku zalecano kumys jako środek pomocny w leczeniu chorych na gruźlicę.”

No i już wiemy, czemu Antoleniek Adamski pił kumys w Sanatorium w Szafranowie. Ale… czy to naprawdę, jak musuje to oblewa twarz? Hm…

Gdyśmy przyjechali do Szafranowa wysiadając z wagonu deszcz lał jak z cebra, umieściłem rzeczy na bryczce i pojechałem z Tatarami do sanatorium. Droga straszna w górach. Jedzie taki drań Tatar z góry takiej, że schodzić trudno, błoto chlapie po twarzy, ubraniu, pakunki wywalałem tak, że aż strach, a bryczka pędzi tylko Tatar krzyczy „Darży moja pan, a to mordu razobiesz!”. Po 30 minutach takiej drogi piekielnej dojeżdżamy do sanatorium. Wystaw sobie dół okrążony górami, na których tylko trawa kowyl i ośli oset rośnie, a nad tem wszystkiem zapłakane niebo i wron, kruków kraczących tysiące. W dole tym kilkanaście chałupek, to nasze mieszkania. Gdy przyjechałem okazało się, że ci co mieli wyjechać po kuracji jeszcze nie wyjechali, wyjadą dopiero jutro, ładna perspektywa. Jechałeś człecze przeszło 3 tysiące wiorst, przyjechałeś i nie masz gdzie nocować. Każdy z nas musiał prosić drugich kuracjuszów o przenocowanie. We wtorek deszcz padał cały dzień, błoto straszne i nie takie jak na Kępie. Tu jest ziemia czarna jak sadza, nadzwyczaj tłusta i ogromnie przylepia się do obuwia, także podeszew robi się gruba na ¼ łokcia. Dopiero o 7-m wieczór (zegarek pokazuje tu 9-tą, gdy u nas jest 7-ma) wywalczyłem sobie siłą i łapówką mieszkanie. Kosztowało mnie to rubla, gdyż dali mnie do spółki z jakimś suchotnikiem. Nie zgodziłem się; zacząłem szukać, pytać się i po wielkich pertraktacjach wywalczyłem oddzielny pokoik dla siebie. Kazałem go wymyć i wyczyścić, wywietrzyć i dopiero o 12-stej w nocy sprowadziłem się do niego. Posługaczka Natasza, która dla mnie jest bardzo przychylna (ona znalazła dla mnie oddzielny pokoik) poukładała mi wszystko, posłała wszystko i przyniosła kumysu. Kumys ma smak naszego kwaśnego mleka, tylko, że ma w sobie gaz, czasami rozsadza butelki: bardzo trudno go odkorkować gdyż ogromnie musuje, jak ciepłe piwo i oblewa się twarz, ubranie. Kupiłem sobie specjalny korkociąg z kranikiem, przez który można swobodnie wlewać do szklanki.