Słówko o… Lardellim

Jak już pisałem, podobno w swoim czasie w Skręcipitkce podkochiwał się słynny warszawski cukiernik włoskiego pochodzenia – Jan Jakub Lardelii. To u niego w cukierni pracowała Antoleńka siostra Mańcia, która potem, jak to się mówi, „przeszła na swoje”, czyli prowadziła własną cukiernię. W jednym z listów Antoleniek opisuje, że tam do sanatorium dostał pudełko ciastek od Mańci.

Wystaw sobie, Karolciu, jakie miałem zdarzenie wczoraj: w pokoiku moim na stoliku stoi pudełko z ciastkami od Mańci – idąc na kolację wieczorem chciałem sobie wziąć kilka ciastek do herbaty, wsadzam rękę do pudełka, a z niego wyskakuje mysz, wpada mi w rękaw, po rękawie za koszulę, biega mi po całym ciele, nareszcie udało mi się ją schwycić na piersiach przez ubranie, no i ścisnąłem ją zaraz na śmierć. Koszula była cała zakrwawiona mysią krwią. Musiałem się przebierać – całe to zajście było bardzo nieprzyjemne. 

Tak wyglądało wnętrze cukierni Lardellego.

A tak wyglądał sam Lardelli, którego fotografia znalazła się w rodzinnych pamiątkach po Antoleńku i Skręcipitce…

List Kazia do Anielki, czyli jak to wtedy bywało…

Antoleniek wrócił do Warszawy w 1918 roku. Chwilę później narodziła się, lub jak niektórzy twierdzą, wybuchła Polska. Jednym z jej żołnierzy i to zawodowych był brat Skręcipitki, a Antoleńka szwagier Kazik Przybytkowski. Zostało po nim nie tylko zdjęcie, które tu prezentowałem, ale i list, jaki napisał do Anielki kolejnej obok Skręcipitki rodzonej siostry.

List jest niezwykle ciekawy. Oto koperta, w jakiej był.

A oto sam list. (Pisownia oryginalna.)

Ostrów – Komorowo
dn. 1.12.1919
poniedziałek

Kochana Anielciu!

Już więcej jak tydzień przeleciał od chwili, gdym się z wami pożegnał na Kępie. po przyjeździe do komorowa wysłałem zaraz kilka listów na wszystkie strony, lecz niestety, na żaden z nich dotąd nieotrzymałem odpowiedzi. Pisałem do Ciebie, do Olka, do Karolki z Mokotowa, do Halki, Wandy, Kamilki, Pila – czyżby listy tak długo szły tutej??!
Będąc w Warszawie martwiłem się trochę, wiedząc że muszę jechać do ostrowia, ale nie tak tutej źle jak się zdawało. Bardzo ładna okolica, blizko chałupy, w kompanji dobre stosunki trochę pracy dużo, ale to spoczątku. Najgorzej to mnie denerwuje to że dotąd muszę mieszkać u kolegów, (kilku w jednej izbie). Gwar, chałas, łażenie po nocach, no i kłótnia potem. Na cztery dni to jest wtorek, środa, czwartek, piątek, wyjeżdżałem z Ostrowia do Łap (połowa drogi od Małkini do Białegostoku), celem schwytania dezerterów.
miałem dowództwo plutonu i do rozporządzenia żandarmerię, policję oraz zawsze podwody dla siebie i swych żołnierzy. Bawiłem się znakomicie. Objechałem 42 wioski, biorąc wszędzie za łeb sołtysów i wójtów. Wróciłem dopiero w sobotę. Zas w niedzielę na nieszczęście rozkazem wyznaczono mnie na defiladę (święto listopadowe). Rozkaz zastrzegał, że oficerowie przy szablach, wyobraź sobie mój kłopot. Latałem po znajomych i nie mogłem znaleźć takiego który by mi mógł pożyczyć szablę, dopiero znalazł się jeden z oficerów amator defilad, który mnie zastąpił, ja zaś skorzystałem z tego i położyłem się najspokojniej śpiąc do 2ej po południu gdy tamci marźli na dworze. po obiedzie pojechałem do ostrowia i siedziałem u pewnej sympatycznej panienki do 10 wieczorem z kąd wróciłem do Komorowa. Na razie nic mi nie brak, prócz jednej czystej koszuli, szabli i drobnych rzeczy niezbędnych dla kawalerskiego gospodarstwa. Tutej dotąd nic nie dostałem prócz przydziałudo kompanji. Pokłon się tym do których pisałem. Uściskaj matkę ojca, przeproś Olka, ożeń Józka – wasz Kazik. 

Kazimierz niestety zmarł w 1920 roku na grypę hiszpankę. Nie zostawił po sobie dzieci.

Mama Antoleńka, jako dziewczynka

Pisałem kiedyś o matce Antoleńka Emilii z Wróblewskich. Tej, która pomagała powstańcowi styczniowemu i w zamian za tę pomoc dostała od niego namalowany akwarelą obrazek, na którym w rogu jest namalowany jej monogram z kwiatów, czyli litery E.W.

Otóż dziś, przy okazji nagrania pewnego programu telewizyjnego, znaleźliśmy jej fotografię z dzieciństwa. Jest na niej z trójką rodzeństwa, których imion dziś nikt już nie zna. Emilia, panna w białej sukience.

Czyż nie widać, że to ta sama, która na tym zdjęciu poniżej, już jako starowinka, siedzi przed swoim domem przy ulicy niegdyś Nowoaleksandryjskiej, a dziś Puławskiej?

Po Wrocławiu

Wrocławskie Spotkania Teatrów Jednego Aktora już za mną. Jak było? Choć nie zdobyłem żadnych laurów – bardzo ciekawie. To było dla mnie zupełnie nowe doświadczenie, bo to mój pierwszy monodram i pierwszy festiwal. Dziękuję wszystkim, którzy trzymali za mnie kciuki. Dziękuję tym, którzy byli na spektaklu i tym, którzy potem dzielili się ze mną swoimi uwagami. Dziękuję obsłudze festiwalu i festiwalowemu fotografowi Maciejowi Szwedowi za piękne zdjęcia.

fot. Maciej Szwed szwed.foto@wp.pl
źródło: WROSTJA
fot. Maciej Szwed szwed.foto@wp.pl
źródło: WROSTJA

Mam tylko jedną refleksję… dotyczącą wieku… Z rozmów kuluarowych wyniosłem wrażenie, że widzowie myślą, że ja jestem starszy niż jestem, a i Antoleniek jest starszy niż jest. Tymczasem prawda jest taka, że mam dokładnie tyle lat, ile mój bohater, który w 1913 roku wyjechał do Szafranowa. Sztuka jest grana w setną rocznice jego pierwszego wyjazdu do sanatorium, a ja urodziłem się (1984) dokładnie sto lat później niż on (1884). Mam więc 29 lat i tyle lat miał wówczas Antoleniek. Po prostu wtedy ludzie wyglądali o wiele poważniej niż dziś. A i ja dla potrzeb monodramu trochę się „docharakteryzowałem”.  

Dla przypomnienia poniżej dwa zdjęcia Antoleńka: z paszportu, z którym wyjeżdżał i z sanatorium…

Antoni Adamski

Antoleniek stoi pierwszy z prawej z laseczką w ręku i w czapce. Chyba jedyny uśmiechnięty…

 

 

Słówko o wdowim domku…

Tak się złożyło, że mieszkam w domu, który pod koniec lat 30-tych wybudowała Skręcipitka. Dom miał służyć jej – wdowie wiernej zmarłemu mężowi, a także ich jedynej córce Janinie oraz dwóm wnukom – Antoniemu i Maciejowi. Stało się jednak inaczej… Plany i marzenia zrujnował wybuch II Wojny Światowej… Rodzina nie zdążyła tam zamieszkań. Najpierw w czasie kampanii wrześniowej w kuchni mieszkania, które teraz zajmuję było stanowisko CKM, co widać po śladach kul na elewacji. Potem bomba zerwała kawałek dachu. Skręcipitka została zmuszona do odpisania 1/4 hipoteki obcemu człowiekowi w zamian za remont. Dzięki temu dom stoi wprawdzie do dziś, ale tylko część należy do rodziny. Dodatkowo w czasie wojny zginął najstarszy z wnuków Antek, nazwany tak na cześć dziadka, którego nigdy nie poznał. W listopadzie 1944 roku, na wygnaniu po upadku Powstania Warszawskiego, w małym domku w Częstochowie urodził się trzeci wnuk – Bronisław. Znów Skręcipitka miała dwóch wnuków…  Po powrocie rodziny do Warszawy okazało się, że jej „wdowi dom” ma lokatorów. Właścicielce, która zmarła w 1969 roku nigdy nie udało się w nim zamieszkać.

Dom stoi tuż obok drewnianego, najstarszego domku na Saskiej Kępie. Tego, do którego wracał Antoleniek. Tego, w którym urodziła się Janina – jedyna córka pary.

Jak wyglądała budowa „wdowiego domku”?

Tu Skręcipitka na tle budowy

A tak wyglądała Skręcipitka na warszawskiej ulicy wtedy, gdy budowano dom…

Co dalej z Wyskrobkiem?

Pisałem o tym, co po śmierci Antoleńka stało się ze Skręcipitką. A co stało się z jedyną córką tej pary Janką? Tą, którą Antoleniek w jednym z listów nazwał „wyskrobkiem”? Janka miała 16 lat, kiedy umarł jej Ojciec. Ostatnie lata spędził zresztą w łóżku ciężko chory. Skręcipitka miała z nią sporo kłopotów, ale o tym jeszcze napiszę. Na razie dokument. Po Ojcu, który przecież pracował na kolei, została Jance m.in. zniżka na podróż koleją…

Żegnaj Szafranowo

Gdy na samym początku pisałem o Szafranowie i sanatorium pokazywałem dwie pocztówki z sanatoryjnymi widokami. Teraz pokazuję kolejne, bo nie tylko Antoleniek żegna się z Szafranowem, ale i ja. Oto wielkimi krokami zbliża się premiera monodramu.

To widok ogólny sanatorium.

A to widok jednego z domków…

To jedyne zdjęcie Antoleńka z kuracjuszami. Który to Antoleniek? Oczywiście ten uśmiechnięty. Stoi pierwszy z prawej w czapce z daszkiem na głowie, z wąsami i laską w prawej dłoni. Urodę kacapek opisanych przez niego, jako „strasznie szpetne” pozostawiam czytelnikom.

A tu link do strony o Szafranowie w rosyjskiej Wikipedii. Można tu zobaczyć mapę z zaznaczonym miejscem gdzie leży Szafranowo.

Tu z kolei link do jednego z serwisów reklamujących istniejące po dziś dzień Sanatorium w Szafranowie.

A na koniec niespodzianka. Tak dziś wyglądają domki sanatorium, w którym sto lat temu leczył się z gruźlicy Antoleniek. Fotografie zrobił Anatoly Kvasov i zostały zaczerpnięta z istniejącego w sieci jego albumu fotograficznego

A tak wygląda brama do kurortu. Kiedyś carskiego, potem radzieckiego, a teraz rosyjskiego.

Co pisała Skręcipitka, czyli co dostała Janka…

Obiecałem, że zdradzę, czy Janka dostała książkę, którą polecił kupić dla niej Antoleniek. W domowym archiwum zachowały się dwa list autorstwa Skręcipitki. Wynika z nich, że z ortografia miała problemy. Cóż… interesowało ja malarstwo, a nie pisanie. Od literatury i muzyki specem był Antoleniek. Skręcipitka kochała sztuki wizualne. Zapewne stąd obie kartki do Antoleńka to reprodukcje malarstwa. O czym pisała do męża?

Kochany Antoleńku!

Dziękóje Ci za listy i pocztówki które oczekiwałam z cierpliwością. Jestem słaba, ale się nie przejmuj do 5 lipca już nie długo niech tylko Pan Bóg da nam zdrowie to wszystko będzie dobrze. Dziękuję ci bardzo za słowo chonoru, które mi dałeś w liście, przepraszam że tak mało. Twoja na zawsze Karolka
Kazio jest zawsze przy mnie.

Kazio to rodzony brat Karolki – Kazimierz Przybytkowski, o którym już pisałem. Przypominam zdjęcie.

Mój najukochańszy!

Dziękóje Ci za tak dobre rady, będę się starała wszystkie wypełnić, tylko takie posłuszeństwo dużo kosztuje, Antoleńku Może już Pan Bóg da niedłógo a nadejdzie dzień upragniony dlamnie bo źle mi bez Ciebie. Jance książki nie kupiłam Sienkiewicza tylko z dziejów w 24 obrazkach. Ona ją czyta a żeby mogła Tobie opowiedzieć. Baba już poprała, siano koszą, musze się spieszyć, bo nie zdąży dojść, No dowidzenia wracaj szczęśliwie Twoja na zawsze Karolka.

Tak więc Janka dostała tylko podręcznik do historii. Z przekazów rodzinnych wiadomo, że Sienkiewicza dostała później i ponoć zrobił na niej wrażenie.

 

Wokół szpetne panny i Kacapi

Kanon urody się zmienia. Te kobiety, które sto lat temu uchodziły za piękności dziś mogą się nie podobać. Tak samo z mężczyznami. Trudno dziś oceniać urodę Karolki i Antoleńka. Przystojny to facet czy nie? Wiadomo za to jedno: rosyjskie kuracjuszki nie przypadły mu do gustu. Nazywa je „Kacapkami”. Dlaczego? Jak twierdzą encyklopedie określenie „Kacap” prawdopodobnie zapożyczone zostało do polszczyzny z języka ukraińskiego. Na Ukrainie nie jest to dziś popularne słowo, chyba, że w środowiskach nacjonalistycznych. Na Rosjan raczej mówi się „Moskali”. Jednym z wytłumaczeń genezy słowa „Kacap” może być jednak określenie, jakim Ukraińcy obdarzali kiedyś mieszkańców Wielkiego Księstwa Moskiewskiego. Słowo to jest być może połączeniem rosyjskiego „как” i ukraińskiego „цап” (co w połączeniu oznacza „jak kozioł”). Tym samym nawiązuje do kozich bród bojarów moskiewskich oraz innych ludzi z Księstwa Moskiewskiego, którzy zgodnie ze starymi kanonami bizantyjskimi mieli według starego obrządku nosić takie kozie brody. Są jednak ukraińscy badacze (D. Jawornycky i E. Onacky) którzy twierdzą, że słowo „Kacap” pochodzi z języków tureckich. Po arabsku wyraz „kasab” (qaşşăb) oznacza „rzeźnika” albo „tego, kto zabija bydło”. Ukraińscy naukowcy zwrócili uwagę na następujący wyrażenia w tureckich językach: „adam kassaby” to po prostu „zły człowiek” albo „despota”. Wyrażenie „kassap odlu” to nikt inny, jak „hochsztapler”. W języku karaimskim „kassapczy” to po prostu „oprawca”. To samo słowo w języku krymskim brzmi: „hassap”. W każdym z tych języków odnosi się do mężczyzny, a tu Antoleniek pisze o strasznie szpetnych „Kacapkach”, czyli brzydkich kobietach. Może były też głupie? W końcu w gwarze lwowskiej słowo „kacap” oznacza głupca. A do dziś podobno na Podlasiu nazwa „Kacap” funkcjonuje jako negatywne określenie osoby wyznania prawosławnego. No, a jak było u Antoleńka z tymi „Kacapami”? Przepraszam… „Kacapkami”?

Kochana Karolciu!

Wczoraj tj. we wtorek otrzymałem list od Ciebie, za który dziękuje bardzo; szkoda ze ciebie tu nie ma ze mną, nudy tu takie, że mało bzika nie dostanę. Pierwszego dnia starałem się o znajomość, dziś znam już wszystkich bez wyjątku i wszyscy mi się sprzykrzyli, szczególniej Kacapki (strasznie paskudne, pociesz się), które gdy się dowiedziały żem z Warszawy i trochę śpiewam zamawiają mnie codziennie na spacery do lasu. Raz poszedłem więcej nie pójdę. A co szczególniejsze, że teraz uciekam od wszystkich bo na minutę swobodnie pomyśleć nie można. Ten prosi o napisanie wierszy piosenki, ta o zaśpiewanie, ten wypytuje jak Warszawa wygląda, dobre to raz, ale często, to znudzi; znalazłem sposób: biorę książkę, uciekam w las i pokazuje się dopiero na głos dzwonka.


Następnym razem uchylę rąbka tajemnicy… Co w sanatorium czytał Antoleniek?

PS Z ostatniej chwili… Patronaty medialne nad monodramem objęły TVP WARSZAWA i Miesięcznik STOLICA.

Zielona karta sprzed wieku

Ludzie z Europy Wschodniej często marzą o wyjeździe na Zachód. Często marzą, by wyjechać do Stanów Zjednoczonych i to na stałe. Do tego potrzebna jest zielona karta. Wydany sto lat temu dla Antoleńka dokument tożsamości pracownika kolei nadwiślańskiej przypomina mi taką zieloną kartę. Zwłaszcza z koloru, bo jest, jak widać, zielony. Poza tym… jest zrobiony z materiału z wprasowanym papierem. Ale Antoleniek z tym dokumentem nie jechał na zachód tylko na wschód. Wgłąb imperium rosyjskiego, za Ural, do Azji, a konkretnie do Baszkirji.

Treść? Trudna do odczytania, bo czas zrobił swoje. Wiadomo jednak, że wydany został 13 lutego 1910 roku i ważny do 13 lutego 1913 roku. Ale na tylnej stronie napisano, że… ważność przedłużono do 1916 roku. Jednym podpisem i pieczątką, która dawno się wytarła. Dokument miał tylko cztery strony, a właściwie samą okładkę. Kartek w środku nie było.

W świetle dziś obowiązujących przepisów, kiedy zdjęcie ma być „en face” i w całości odsłaniać uszy aż korci, by zadać pytanie, czy to w tym dokumencie spełnia unijne normy? Teoretycznie tak. Ale, jak znam życie, dzisiejsi urzędnicy i tak by się do niego przyczepili. Mogliby zarzucić, że osoba na zdjęciu się uśmiecha, a przecież dokumenty to bardzo poważna sprawa. No poważna. Jednak Antoleniek nie mógł się nie uśmiechać. Z jego listów wynika, że miał nie tylko zabawny przedziałek i wąsy, ale przede wszystkim ogromne poczucie humoru. Ale o tym następnym razem.