Zbliża się kolejny spektakl, a ja cały czas jeszcze pracuję nad tekstem. Bo to nie jest tak, ze praca kończy się po premierze. Za każdym razem znajduję w listach Antoleńka coś nowego. Mam też różne myśli. Ostatnio, pod wpływem opowieści żony o pendolino (ona mówi „pędolino”, bo twierdzi, że to od pędu), zacząłem analizować, jak w ciągu ostatnich stu lat zmieniła się kolej.
Na przykład… perony!
Na zachodzie perony budowano już pod koniec XIX wieku. W Rosji peronów w znaczeniu platform, jeszcze wtedy nie było. Widać to na antoleńkowych pocztówkach przedstawiających kolej z czasów, gdy jechał on do sanatorium w Szafranowie. Ale perony to nic. Co powiedziałby Antoleniek na widok pendolino?
Za jego czasów pociągi nie osiągały takiej prędkości! Antoleniek, o czym już wspominałem, pracował na Kolei Nadwiślańskiej (patrz wyżej jedno z jego świadectw), ale w Warszawie istniały wtedy następujące linie kolejowe:
Kolej Warszawsko-Wiedeńska (otwarta 1845)
Kolej Warszawsko-Bydgoska (otwarta 1862)
Kolej Warszawsko-Terespolska (otwarta 1866)
Kolej Warszawsko-Kaliska (otwarta 1902)
Pociągi, a właściwie lokomotywy parowe, osiągały wtedy prędkość maksymalnie 160 km/h (w Niemczech), przy czym w Rosji było to najwyżej 100 km/h (na zdjęciach parowozy kolei Warszawsko-Terespolskiej i Warszawsko-Wiedeńskiej). Nic więc dziwnego, że Antoleniek te 3 tysiące wiorst pokonywał w tydzień. Dziś do Ufy, czyli stolicy Baszkortostanu gdzie znajduje się Szafranowo, jechałbym dwie doby z trzema przesiadkami, z czego najgorsza w Moskwie, bo 2 godziny autobusem na inny dworzec kolejowy. Potem już niby z górki, ale raczej takiej, z której „schodzić trudno”, jak to pisał Antoleniek o drodze z dworca do sanatorium. Bo jeszcze zostawałaby droga do Złatoustu, czyli stacji, na której wysiadał Antoleniek, A to jeszcze ponad 8 godzin jazdy.
Myślę, że pendolino mogłoby Antoleńka przerazić. Tak samo, jak przeraził samolot pewnego odhibernowanego pradziadka w filmie z Louisem De Funes – „Hibernatus”.