Publiczność na premierze dopisała. Była pełna sala, a nawet dostawiane krzesła. Była też niestety słaba akustyka. Wiemy już, że gdyby nam jeszcze kiedyś przyszło grać na tej scenie, musi być ona nagłośniona. To niesamowite, że sceny budowane w czasach Antoleńka i Skręcipitki konstruowano tak, że słychać z nich każde słowo. Twórcy tych, które powstają dziś bazują na nagłośnieniu.
A co ze Skręcipitką? Owdowiała nigdy więcej nie wyszła za mąż. To jedno z jej pierwszych zdjęć z czasów wdowieństwa.
A to wdowieński dowód osobisty z czasów II RP.
Nie była „wesołą wdówką”. Przez pamięć dla Antoleńka nie chciała wyjść więcej za mąż, choć starających się nie brakowało. Wśród nich był m.in. Jan Jakub Lardelli, słynny warszawski cukiernik włoskiego pochodzenia, który pasjami lubił kobiety i był nawet trzy razy żonaty. Skręcipitka odrzuciła jednak zaloty bawidamka. Podobnie, jak zaloty pewnego emerytowanego kapitana, który jeszcze w latach 30-tych odwiedzał ją w mieszkaniu na Sadybie (gdzie mieszkała u swojej jedynej córki Janiny) i proponował zamążpójście. Zdruzgotany odmową ponętnej wdowy zasłabł. Skręcipitka zawołała na pomoc domowników. Gdy ci rzucili się ratować zemdlonego kapitana i zaczęli rozpinać mu kołnierzyk munduru oczom ich ukazał się zdumiewający widok. Kapitan zasłabł, gdyż… nosił pod spodem gorset, którym ściskał za bardzo płuca i stan, a wszystko po to, by ukryć sadełko, jakiego się dorobił przez ostatnie lata życia w II RP. po prostu chciał zrobić na wybrance lepsze wrażenie. Nie pomogło.
Cóż… obcisły gorset do końca życia nosiła też Skręcipitka. A przecież ani w II RP< ani w PRL nie było to w modzie… Do gorsetu Skręcipitki jeszcze zresztą wrócę. Tak samo, jak do tego, czym zajmowała się po owdowieniu.