Co jadali w sanatorium i inne imiona Skręcipitki

Listy Antoleńka to wiele historii na raz. Po pierwsze można się z nich dowiedzieć co takiego sto lat temu ludzie jadali w sanatorium. Jak się okazuje „legominę”, co to takiego? Trudno dziś jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, bo dziś tzw. legumina to może być zarówno budyń, jak i kisiel. Wtedy było podobnie. Wiemy więc, że Antoleniek lubił słodkości. Po drugie mozna dowiedzieć się, że z pewnością kochał swoją Karolcię i… oprócz tego, że nazywał ją Skręcipitką stosował też inne określenia… Jakie? To własnie trzecia informacja, a szczegóły w liście poniżej!

Do kumysu się już przyzwyczaiłem, wygarniam dziennie 12, a czasami 15 szklanek tego świństwa, a na obiad rozmaitych potraw moskiewskich moc. Obiad składa się z 6 dań: zupa najczęściej szczyć, sztuka mięsa, ryba, pieczyste, lego mina i kawa lub herbata. Oprócz tego, gdy znajdzie się taki żołądek, dla którego to za mało, każdej potrawy można zażądać drugą porcję, oprócz (co najsmutniejsze) legominy, ale ja sobie poradziłem w ten sposób, że nie jadam sztuki mięsa, proszę zaś o 2 porcje słodkiego. Piszesz, Salcesonie ewangelicki, że ci smutno, a mnie stokroć gorzej, ty jesteś miedzy swoimi, masz matkę, córkę, a ja jak na wygnaniu, między Kacapami i Tatarami i tak mi czegoś ckliwo do Pierdzimączki, że aż strach; boć to nie żarty.  Bite 10 lat z kimś kłócić się, potrącać, robić na złość, dokuczać w rozmaity sposób, a tu ni stad ni zowąd wygnali człowieka na koniec świata i nie ma z kim pokłócić się nawet. Ale to nic, jak przyjadę, to odwetuję sobie za wszystkie czasy.

Dopiero dzisiaj mamy tu pogodę. Słońce pali bez litości, niektórzy z kuracjuszów poszli w góry na kąpiele słoneczne, gdy powrócili wyglądali jak Indianie. Narzekali, że ich ciało dotkliwie boli. Skutki będą takie, że skóra popęka i będzie schodzić jak po jodynie. Dziękuję za taką frajdę.

Karolciu, jakie tu ładne kwiatki w górach, rozmaite dzwonki, kielichy, groszki, mięty, w przepysznych kolorach, nazbierałem moc tego i upiększyłem sobie swój pokoik, a szkoda żeby cipuchna tu była, malowałaby, chodziłaby po górach no i kogutek by miał lepiej. A tak wstaję z łóżka, no umyć się umiem co prawda, ale jak przyjdzie do czesania – zdechł pies. Dalej z krawatem jeszcze gorzej. Nawiążę rozmaitych supłów i wszystko to do diabła niepodobne. Zgniewa mię to, rzucam kołnierzyk i idę na obiad bez krawatu, choć tu też tak chodzą, ale za to w narodowych wyszywanych rubachach z kutasami.

Karolciu! Dopiero tydzień tu siedzę, zostało 5 tygodni i nie wiem czy ja wytrzymam. Pamiętaj żebyś od tej chwili, gdy list ten otrzymasz pisała do mnie codziennie, wszystko mi jedno czy masz czas czy nie! Codziennie pisz do mnie list albo przysyłaj pocztówkę, bo inaczej uciekam stad, wracam do domu i grzanie takie będzie, że moje uszanowanie! Pokłoń się wszystkim ode mnie. Niech mała Janka jak umie, tak niech napisze do mnie. Napisz co słychać w Mokotowie u mamci, ojciec jak się ma. No trzymaj się ciepło, dzwonią na obiad. Pisz do mnie i nie smuć się – po smutku zwykle wesołość. (…) Twój aż do grobu skręci… już dalej nie dokończę, domyśl się sama.

PS Pojawili się sponsorzy… Świat Peruk i Cieszkowski – najstarszy warszawski prywatny zakład kapeluszniczo-czapkarski!

Kuracyjna nuda?

Antoleniek pisze, że nudzi się w tym sanatorium. Rozrywek nie ma zbyt wiele: krokiet, stare pianino, książki i spacery… Myślę, że wiem, czemu nie wynaleziono jeszcze maszyny do przenoszenia się w czasie. Przecież gdyby taki Antoleniek z tego swojego 1913 roku trafił do 2013 i zobaczył: telewizję, komputery, internet – chyba by zwariował. A tak… spokojniutko pił kumys. 188 butelek.

Zwyczaj w sanatorium jest taki: o 8-ej rano dzwonią na śniadanie (na Kępie wtedy 6-ta), herbata z mlekiem lub bułki z masłem. O 12-ście 2-gie śniadanie –  mięso jakieś smażone i coś słodkiego. Obiad o 5-tej, zupa z mięsem, dwojakie pieczyste i legumina. O 8-mej kolacja, herbata lub kawa; rano między 8-mą i 12-stą trzeba wypić dwie butelki kumysu, między obiadem a kolacją drugie dwie. Butelki duże jak od kwasu. Takich butelek mam wypić 188. Mamy łaźnię, wannę i kąpiel  w rzeczce. U doktora – nic złego w płucach nie znalazł. Tylko orzekł, żem przepracowany i nerwowy. Kazał dużo jeść, pić kumys, mało palić, jak będzie pogoda brać kąpiele słoneczne, i gdybym tracił na wadze przyjść do niego na poradę. Nudy tu ogromne: jest krokiet, stare pianino, coś w  tym rodzaju jak nasze pianino na Mokotowie, stary gramofon zostawiony przez jakiegoś kumyśnika i wszystko …

Może gdy będzie pogoda, pójdę w góry na spacer na poziomki do wsi tatarskiej, to czas jako tako przejdzie. Złodziei tu nie ma – pokoik zostawiam otwarty, wszystko pootwierane. Przychodzę za kilka godzin niczego nie brak. Tatarzy z okolicznej wsi naród spokojny, kobiety spokojne. Jeden z kuracjuszów zaproponował Tatarce coś nieprzyzwoitego, odpowiedziała mu tak: „Stydno pan, moja Boga tego nie pozwala”.

No Karolciu do widzenia. Napisz co słychać na Kępie, w Mokotowie, przeczytaj list matce i siostrom.

Twój Antek

A na koniec drobna ciekawostka…

Jak wyglądało sanatorium?

 

A może kumys?

Czytam te listy i sam nie wiem, czy chciałbym się tego kumysu napić, czy nie. No bo z jednej strony ciekawość zżera, zdrowe to podobno, choć alkohol, no i nawet Muzułmanie mogą pić i nie popadają w konflikt z Koranem. Ale jakoś tak… jak poczytałem, jak się robi kumys to nie wiem… Według Wikipediii „Kumys jest alkoholem musującym, zawiera, prócz zmniejszonej ilości cukru i produktów jego fermentacji (…) inne składniki mleka (mniej więcej w zwykłym stosunku). Kumys jest tradycyjnym napojem koczowniczych ludów centralnej Azji (…). Podstawą napoju jest mleko klaczy, czasem jednak przyrządza się go z mleka jaka, oślego, wielbłądziego, lub owczego. Dawniej do produkcji kumysu z mleka świeżego w naczyniu ze skóry końskiej dodawano starego kumysu (kor), który służy za ferment i zapoczątkowuje zamianę cukru mleka (laktozy), która następnie przetworzona zostaje na alkohol i kwas węglowy. Wstrząsanie i mieszanie mleka jest niezbędne przy produkcji kumysu. Obecnie fermentacja kumysu jest przeprowadzana w beczkach (często z tworzyw sztucznych) ustawianych w jurcie po lewej stronie od wejścia, by nikt z wchodzących i opuszczających jurtę nie zapomniał wymieszać cieczy specjalną pałką, w celu nasycenia tlenem dolnych warstw kumysu. W zależności od czasu fermentacji kumys zawiera od. 1% (jednodniowy) do 3% alkoholu (ośmiodniowy). Do butelek przelewa się kumys, gdy osiągnie odpowiedni stan fermentacji. Świeży kumys zawiera prócz wody również 1,65% alkoholu, 2% tłuszczu, 2,2% cukru, 0,4-1% kwasu mlekowego, ok. 1% białka, ok. 0,3% soli i pewną ilość kwasu węglowego (różną w zależności od etapu fermentacji). Flora bakteryjna kumysu: Lactococcus lactis, Bacterium acidophilum, Thermnobacterium bulgaricum i Saccharomyces.
Kumys ma barwę mleczno-białą i jest kwaskowaty. Jeżeli nie jest przechowywany w chłodzie, fermentuje szybko dalej, dopóki nie rozłoży się cały cukier. Ludy mongolskie przez destylację kumysu otrzymują wódkę zwaną archi.”

Najciekawsze jest jednak to:

„Uważa się, że kumys ma własności lecznicze. Jeszcze na początku XX wieku zalecano kumys jako środek pomocny w leczeniu chorych na gruźlicę.”

No i już wiemy, czemu Antoleniek Adamski pił kumys w Sanatorium w Szafranowie. Ale… czy to naprawdę, jak musuje to oblewa twarz? Hm…

Gdyśmy przyjechali do Szafranowa wysiadając z wagonu deszcz lał jak z cebra, umieściłem rzeczy na bryczce i pojechałem z Tatarami do sanatorium. Droga straszna w górach. Jedzie taki drań Tatar z góry takiej, że schodzić trudno, błoto chlapie po twarzy, ubraniu, pakunki wywalałem tak, że aż strach, a bryczka pędzi tylko Tatar krzyczy „Darży moja pan, a to mordu razobiesz!”. Po 30 minutach takiej drogi piekielnej dojeżdżamy do sanatorium. Wystaw sobie dół okrążony górami, na których tylko trawa kowyl i ośli oset rośnie, a nad tem wszystkiem zapłakane niebo i wron, kruków kraczących tysiące. W dole tym kilkanaście chałupek, to nasze mieszkania. Gdy przyjechałem okazało się, że ci co mieli wyjechać po kuracji jeszcze nie wyjechali, wyjadą dopiero jutro, ładna perspektywa. Jechałeś człecze przeszło 3 tysiące wiorst, przyjechałeś i nie masz gdzie nocować. Każdy z nas musiał prosić drugich kuracjuszów o przenocowanie. We wtorek deszcz padał cały dzień, błoto straszne i nie takie jak na Kępie. Tu jest ziemia czarna jak sadza, nadzwyczaj tłusta i ogromnie przylepia się do obuwia, także podeszew robi się gruba na ¼ łokcia. Dopiero o 7-m wieczór (zegarek pokazuje tu 9-tą, gdy u nas jest 7-ma) wywalczyłem sobie siłą i łapówką mieszkanie. Kosztowało mnie to rubla, gdyż dali mnie do spółki z jakimś suchotnikiem. Nie zgodziłem się; zacząłem szukać, pytać się i po wielkich pertraktacjach wywalczyłem oddzielny pokoik dla siebie. Kazałem go wymyć i wyczyścić, wywietrzyć i dopiero o 12-stej w nocy sprowadziłem się do niego. Posługaczka Natasza, która dla mnie jest bardzo przychylna (ona znalazła dla mnie oddzielny pokoik) poukładała mi wszystko, posłała wszystko i przyniosła kumysu. Kumys ma smak naszego kwaśnego mleka, tylko, że ma w sobie gaz, czasami rozsadza butelki: bardzo trudno go odkorkować gdyż ogromnie musuje, jak ciepłe piwo i oblewa się twarz, ubranie. Kupiłem sobie specjalny korkociąg z kranikiem, przez który można swobodnie wlewać do szklanki.