Wiem już co będzie zawierał program teatralny towarzyszący spektaklowi. Na pewno słowniczek wyrazów dawnych i zapomnianych. Arszyn będzie jednym z nich. Czy dziś ktoś wie co to jest arszyn lub co to są arszyny? Przyznam, że przed listami miałem o tym mgliste pojęcie. Wikipedia podaje, że to „dawna rosyjska jednostka długości będąca sumą długości łokcia i stopy, wahająca się w granicach 71,11-81,5 cm. W zaborze rosyjskim w latach 1849–1915 urzędowo 1 arszyn = 0,711167 metra, czyli 1 m = 1,406100 arszyna. Składa się z 16 werszków. 3 arszyny tworzą sążeń.” Przeczytałem to i pomyślałem, że dla monodramu znaczenia to nie ma, że może ten fragment z arszynami jest nawet takim, który można z tekstu wyrzucić, ale… jakże to ciekawe, prawda? Zwłaszcza dziś, gdy w całej Europie mamy takie same sklepy i takie same produkty, no i tylko dwa systemy metryczne: europejski z centymetrami i kilogramami oraz anglosaski z calami i funtami. Z zakupami mamy dziś łatwiej czy trudniej?
Szafranowo, dnia 17 lipca 1913
Kochana Karolciu!
Dopiero we wtorek o godzinie 17-tej dojechałem do Szafranowa, całą drogę towarzyszył nam Leszek. W dzień w wagonie było jako tako, albo czytałem, albo gapiłem się w oknie; widoki nieszczególne. Przejeżdżałem przez Berezynę, gdzie Napoleon tylu ludzi utopił, przez Okę wszystkie te rzeki tak wyglądają jak łacha przy Pradze, nasza Wisła to potęga wobec rzek. Na stacjach jedzenie można dostać, ale postoje tak małe, że połowę zupy w talerzu trzeba zostawiać, gdyż pociąg odchodzi; pełno Kacapek z poziomkami, jagodami, grzybami, mleko gotowane po pięć kopiejek butelka, a począwszy od Samary ryby na arszyny, 20 kopiejek arszyn, świństwo nie do opisania, podobno słone, a smażone na mineralnym oleju, u nas maźnice smarują tym olejem; ci dranie Kacapy, moi współtowarzysze nażarli się tych ryb, porozrzucali ości, odpadki po wagonie, rąk nie umyli, dopiero gdy wychodziłem na dwór z wagonu, otwierałem drzwi ręce śmierdziały mi rybą gdyż klamki, ławki, podłoga, wszystko było powalane. Miałem i trochę śmiechu w wagonie: w jednym przedziale naszego wagonu jechało dwóch urzędników z Kowla i całą drogę pili wódkę; otóż gdy zaś wyszli na peron, nas kilu Polaków poszliśmy do ich przedziału, wyszukaliśmy próżne (było ich 12 czterdziestek). Poustawialiśmy rzędem na półce i przylepiliśmy u góry napis „Kazionnaja winnaja ławka”, śmiechu z tego powodu była kupa. Byłem w niektórych miastach podczas postoju pociągu. Byłem w Smoleńsku, w Tule, w Penzie, Syzraniu, jechałem brzegiem Wołgi do Samary 30-ści wiorst. Wołga wielka rzeka, chodzą po niej małe okręty; szerokości ma kilka wiorst, ale na środku lasy rosną, odrzucić więc lasy, piaski, błota przy brzegach, to Wisła nasza o niewiele mniejsza.
A co dalej? Jak wyglądało sanatorium w Szafranowie, gdy do niego dojechał? Ba! Najgorsza ta niepewność! Ale o tym już wkrótce.