Ulubieni poeci Antoleńka cz. III – Franciszek Karpiński (gruby notes cz. V)

W „słynnym” grubym notesie Antoleńka znajduje się tez wiersz Franciszka Karpińskiego (1741-1825). Bynajmniej nie najbardziej znany „Laura i Filon”, ale…


Pieśń o miłości bliźniego 

Prawo to święte na ziemi i niebie:
„Kochaj bliźniego jak samego siebie”,
Gdy Bóg stanowił, dał się ludziom dociec,
Że dla swych dzieci napisał go Ociec.

Niech mię, jako chce, mój bliźni szkaluje,
Niechaj mię krzywdzi, niech mię prześladuje
Oddać wet za wet na cóż bym się silił?
On bratem moim, on to się pomylił.

Niewinność moja jeśli przy mnie stanie,
Z wiatrem się ludzkie rozejdzie gadanie,
A miasto swarów, wzajemnej przygany,
Daruję bliźnim i będę kochany.

Pod jednym żyje naród ludzki Panem,
On każdego z nas zatrudnia się stanem,
Daje nam barwę, z Jego stołu jemy,
Czeladko Pańska, za cóż się kłóciemy?

„Kochajcie Boga nad wszystko dobrego,
Kochajcie bliźnich jak siebie samego.”
Te dwa naczelne Boskie przykazania
Postanawiamy pełnić do skonania.

Co jeszcze mógł śpiewać Antoleniek (gruby notes cz. IV)

Antoleniek mógł śpiewać „Choć burza huczy wkoło nas”. Dlaczego? Fragment pieśni znalazł się w jego notesie. Słowa do znanej melodii Franciszka Schuberta napisał w XIX wieku Edmund Wasilewski (1814-1846). Pieśń znana albo pod tytułem: „Choć burza huczy wkoło nas” albo jako „Pieśń żeglarzy” albo jako „Marsz” powstała w czasach, które nie sprzyjały twórczości patriotycznej. Pieśń uchodzi za klasyczny przykład skutecznej próby ominięcia zakazu cenzury zaborczej przez użycie melodii znanego romantycznego kompozytora niemieckiego. Pieśń zyskała wielką popularność. Chętnie śpiewały ją chóry. Śpiewano ją także indywidualnie i na spotkaniach towarzyskich. Dziś uważana jest za zwykłą piosenkę żeglarską…

Choć burza huczy wkoło nas

Choć burza huczy wkoło nas,
Do góry wznieśmy skroń,
Nie straszna nam zachłanna toń:
Gdy sprawną w pracy mamy dłoń:

Nie traćmy ducha, nie,
Choć wicher żagle rwie!

Choć wszędy zamęt, złość i swar,
Ty w duszy pokój miej:
I okiem jasnem wkoło rzuć
I dalej ciągle pieśń swą nuć:

Nie traćmy ducha…

Niech wyje, rwie huragan fal,
Odmęty niosą śmierć:
Ty okiem sięgaj śmiało w dal,
Dzierż mocno ster wśród ryku fal:

Nie traćmy ducha…

Więc z ręką w rękę, dłonią w dłoń,
Niech związki wiążą nas:
I każdy czuj na każdy czas —
Z osobna idź, a działaj wraz!

Nie traćmy ducha…

Kto pracą święci każdy dzień,
Ten smutku nie zna, nie:
I choć mu życie mroczy wróg,
Lecz jasno mu — bo z nim jest Bóg!

Nie traćmy ducha…

Więc w górę serca, w górę skroń,
Nadzieję, wiarę miej
I miłość swoją czynem głoś
O prawdę walcz i hasło wznoś.

Nie traćmy ducha, nie,
Choć wicher fale rwie!

I taka ciekawostka na koniec. Edmund Wasilewski, autor słów do „Choć burza huczy wkoło nas” uchodził za piewcę Krakowa. Również on jest autorem słów „Płynie Wisła płynie” do popularnego ludowego Krakowiaka, którego wybraliśmy, do spektaklu, jako utwór, którego fragmenty gra Antoleniek na trąbce.

Ulubieni poeci Antoleńka cz. II – Maria Konopnicka (gruby notes cz. III)

Oprócz fascynacji wierszami Kazimierza Przerwy-Tetmajera Antoleńka z pewnością wzruszała Maria Konopnicka (1842-1910). W notesie, w którym zapisywał wiersze, które zrobiły na nim wrażenie można znaleźć między innymi:

Do kobiety

Czy wiesz, ty piękna i ty uśmiechniona,
Której usteczka rozchyla pustota,
Co znaczy „kocham”, to najświętsze słowo,
Co pada z piersi jako strzała złota,
I jak królewskiej purpury zasłona,
Oddziela ciebie, wzruszeniem różową
I drżącą snami szczęścia dziewiczemi,
Od wszystkich ludzi na całej tej ziemi,
Byś otworzyła jednemu ramiona?

Czy wiesz ty o tym, motylu i kwiecie,
Poranków wiosny ty śpiewna ptaszyno,
Że ta godzina, w której usta twoje
Szepczą to słowo, jest cudów godziną?
Że wtedy jasno robi się na świecie,
Że srebrem biją wszystkie żywe zdroje,
Że róże w pąkach płonią się wiosenne,
Że dziwne mary, rozwiewne i senne,
Ciałem się stają pod drżącą twą dłonią?
Że w twej źrenicy, jako w pryzmie słońce,
Życie odbija blasków swych tysiące
I załamuje promień brylantowy?…
Że noc koronę srebrną swojej głowy
U stóp twych w chłodnych rozsypuje rosach?
Że twym wzruszeniem drżą gwiazdy w niebiosach?

Czy wiesz ty o tym, że słowo to ciebie
Czyni kapłanką przeczystych ołtarzy?
Że to uczucie, co łuny dziewicze
Rzuca na białość liliową twej twarzy
I diamentową skrą w oku rozbłyska,
Nie tylko szczęściem jest, lecz złotą wagą,
Co byt wszechświata utrzymuje w ruchu,
Pierwszym zarzewiem wielkiego ogniska,
Co świat ogarnia blaskami swojemi,
Pierwszym ogniwem w stworzenia łańcuchu?
Czy wiesz, że kiedy zmierzchy tajemnicze
Wydały kształty młodzieńcze tej ziemi,
Co stała jeszcze wśród chaosu nagą,
Najpierwszym słowem, jakie Bóg na niebie
Rzekł do niej, było słowo: „Kocham ciebie”?

Posłuchaj! Kocham – to nie znaczy wcale:
„Chcę być pieszczoną w twym domu królową,
Chcę iść przez życie drogą kwieciem słaną…
Chcę w pocałunków twoich tonąć szale…
Chcę, by mi słonko świeciło co rano…
Chcę, by co wieczór lampę diamentową
Srebrzysty księżyc palił mi nad głową…
Chcę, byś dzień cały mojego szczebiotu
Słuchał i zawsze witał mnie uśmiechem…
Chcę, byś mi pieśni śpiewał wraz z słowikiem…
Chcę żyć z twej pracy i z twojego potu…
Chcę, byś był moim cieniem, moim echem,
Odpowiedzialnym za mnie niewolnikiem…”

Nie! „Kocham ciebie” – to znaczy: chcę z tobą
Podźwignąć ciężar, co się życiem zowie,
Być domu twego światłem i ozdobą
I nieść ci pokój, i ciszę, i zdrowie.
„Kocham” – to znaczy: twoje ideały
I twoje cele są także mojemi.
Pracujmy razem, by rozświt dnia biały
Prędzej rozbłysnął na ziemi!
Chcę, by mą drogą była twoja droga,
Moim pragnieniem były twe pragnienia;
Chcę, byś był głosem mojego sumienia
I wiódł mię z sobą do Boga!
Chcę, byśmy lecąc w uścisku wzajemnym,
Jako dwa duchy w dziedzinę wieczności,
Rozpromienili na świecie tym ciemnym
Gwiaździste szlaki przyszłości!
Chcę przez twą wiedzę mój umysł rozszerzyć
I słowo twoje chować jak przysięgę;
Chcę z tobą marzyć i tęsknić, i wierzyć
W ducha niezłomną potęgę!
„Kocham” – to znaczy: chcę z tobą podzielić
Gorzki chleb trudu i łez, i boleści…
Chcę oczy twoje w dniach smutku weselić
I tarczą być twojej części.
Chcę na twych piersiach być jak róża biała,
W której płomyczek tajemniczy pała,
I chcę być jako pieczęć rubinowa
Na ustach twoich bez słowa…
„Kocham” – to znaczy: chcę w cichym zakątku
Żyć zapomniana, byłeś ty był ze mną…
Chcę nad kołyską naszemu dzieciątku
Nucić piosenki w noc ciemną!
„Kocham cię” – znaczy: o wolny ty duchu!
Ja nie chcę skrzydeł twych krępować jasnych,
Przykuwać ciebie do trosk nędznych, ciasnych,
Ciebie, coś przywykł na myśli podmuchu
Wzlatać, jak orzeł, po najwyższych szczytach
I gniazdo zwijać w błękitach.
Ja nie chcę ciężyć tobie jak kajdany,
Wiązać cię z ziemią żelaznym łańcuchem…
Chcę tylko, byś mnie uznał, ukochany,
Bratnim i równym ci duchem.
„Kocham” – to znaczy: ja chcę być dla ciebie
Prawdy i dobra, i piękna zaklęciem,
Umiłowanym twej duszy dziecięciem,
Twoim marzeniem o niebie…
Chcę domu twego być białym powojem,
Twojemu czołu od skwarów ochroną,
Chcę być twą myślą i ramieniem twojem
I przyjacielem, i żoną!

Jeśli w twych piersiach, kobieto, nie bije
Serce do takiej podniosłej miłości,
Nie mów ty: „kocham” nikomu na ziemi!
Bo ten, co z tobą połączy swą dolę,
Patrząc na ciebie oczyma smutnemi,
Nigdy nie powie, że żyje,
I duchem wrósłszy w poziomą niewolę,
Nie zrobi nic dla przyszłości!

Jest też i drugi wiersz Marii Konopnickiej. Napisany na końcu notesu ołówkiem i częściowo poprawiony atramentem. I wpisywanie jego nigdy nie zostało dokończone. Dokończę więc ja. Za Antoleńka. W końcu zżyłem się bardzo z tą postacią.

W zaduszny dzień

Wy, co z zastygłą piersią i usty zimnemi,
Klękacie dla zwyczaju na mogilnej ziemi,
Wy, co włóczycie senną istność swą po świecie,
Czy wy żyjecie?
Och! mnie nad wami chwyta płacz nieutulony,
I modlićbym się chciała, i kazać bić w dzwony,
I załamawszy ręce, stać po was w żałobie,
Jak głaz na grobie!…
Gdzie duch wasz? w jaką miłość, w jakie ideały
Wcielił się ten najświętszy płomień życia biały?
Gdzie cel jasny, podniosły i wysiłków godny,
Dla jutra płodny?
Gdzie ujście dla sił waszych? u jakiego zdroju
Rzeźwicie wasze czoła i usta wśród znoju?
Jakie hasło wam wrzawę powszednią przygłusza,
Gdzie wasza dusza?
Wy nosicie ją w piersiach, jak lampę zgaszoną,
W brudnych popiołów pełnej i spękanej urnie;
A kiedy już na wieki zastygnie wam łono,
Wy, wy — umrzecie powtórnie!

II.

Wieczny spoczynek! ach, jestże mogiła,
Tak cicha, taka pusta i zamarła,
Którejby ruchu wieczystego siła
Nie tknęła i nie otwarła?
Jestże grób, tak już zapadły i stary,
By w nim potęga przyrody tworząca
Toastu życia nie mogła wznieść czary
W promieniach słońca?
Jestże proch jaki, tak nędzny, lub święty,
Żeby go prawo powszechne minęło?
I czyż na blade poglądając szczęty,
Natura przerwie swe dzieło?
Wieczny spoczynek! ach, jakie złudzenie
Dla tych atomów, zdmuchniętych z błękitu,
I szukających przez ruch i ciążenie
Co raz to nowych form bytu!
Jakie złudzenie dla prochów rozwianych,
Na które szereg odmian w grobie czyha!…
Dla tych znużonych, i dla tych stroskanych,
Co mówią: „mogiła cicha!”

 ∗ ∗
O śmierci! tajna wspólniczko narodzin!
Kiedyż ty będziesz spoczynkiem ludzkości
Któraż z spiżowych twego przyjścia godzin
Obwieści pokój wieczności?
Czy, gdy się ludów dopełnią nadzieje?
Gdy przyszłość wszystkie sztandary zdobędzie?
I kiedy w blaskach słonecznych zadnieje
Świt boży wszędzie?
Gdy rozgrzeszenie znajdą wszystkie winy,
Gdy wszelka krzywda będzie nagrodzona,
Gdy dadzą owoc łzy, walki, i czyny
Wieków miliona?
Wtedy, gdy pęknie potężne ogniwo
Przyczyn i skutków, co ludzką myśl żywą
Chwyta i wciela w konieczne następstwa
Klęsk, lub zwycięstwa?
Czy wtedy, gdy się wyczerpie już dzielność
Popędów życia na całym tym globie,
I gdy nicości wzejdzie nieśmiertelność
Na wielkim planety grobie?
Czy wtedy, gdy proch, co sercem był mojem,
I drżał wzruszeniem ducha tajemniczem,
Bóg strząśnie z szat swych z wszechmocnym spokojem,
Aby był niczem?
Kiedy na ziemi zabraknie już kwiatów,
Coby mogilnym żywiły się sokiem,
I kiedy glob nasz, w znużeniu głębokiem,
Zagaśnie wśród drżących światów?

 ∗ ∗

Ach! może, gdy się w mgławicę obłoczną
Zmieni materya, sił wiecznych narzędzie,
Bóg może powie: „niech smutni odpoczną!
Niechaj noc będzie!”
Lecz dziś, gdy zastęp walczących szermierzy
Ginie, by wskrzesnąć wszechruchem wśród globów,
Gdzież ten, co w wieczny spoczynek uwierzy
I w ciszę grobów?

III.

Ktokolwiek widział najdroższe oblicze,
Kamieniejące w linie tajemnicze,
W przedśmiertnej walki godzinie;
Ktokolwiek słyszał cichy jęk konania,
Kiedy się dusza na usta wyłania
I drży, i gaśnie, i ginie…
Ktokolwiek w drogiej i mdlejącej dłoni
Widział gromnicę, jak światło swe kłoni
Za ust niepewnym oddechem;
Ktokolwiek słyszał obojętne szmery,
Gdy przyszło w miarę dobrać deski cztery,
Żeby się wieko zawarło…
Ktokolwiek ziemi oddał skarb najdroższy,
I w puste kąty wracał sam, uboższy
O całą miłość umarłą, —
Ten w dniu jesiennym, mglistym listopada
Bóle tęsknoty swojej wypowiada
Na cichym grobie cmentarza;
Ten swoje modły żałobne i łzawe,
Sieroce nędze i wdowie łzy krwawe
Niesie na stopnie ołtarza.

∗ ∗ ∗

Lecz kto i kiedy modlitwy pokutne
Odmawiać zechce za te dusze smutne,
Co jeszcze mdleją w podróży?
Za owe chwiejne i wątpiące duchy,
Na ostrych pokus wydane podmuchy,
Jak łódź bez steru, wśród burzy?
Za te, co światła łakną i pokoju,
Za te, co tają, jako rosa, w znoju
Skwarnego dnia upalenia?…
Za te, co, w otchłań zapatrzone ciemną,
Próżno wołają, żądają daremno
Prawdy i wiedzy promienia?
Za te, co, pragnień pożarem trawione,
Czyscowych ogniów męczeńską koronę
Noszą, jak upiór północy?
Za te, co, znikąd nie mając ratunku,
Drżące, zbłąkane, bez wyjścia, kierunku,
Bez bratniej giną pomocy?
Za te, co cierpieć nie mają już siły,
I odpocznienia pragną u mogiły,
Po ciężkiem życiu tułaczem?
Za bolejące duchy i zgorzkniałe,
Za te, co szaty pokalały białe,
Kto, pytam, modli się z płaczem?

Album dla Karolki cz. 6 i ostatnia

To już szósta część sztambucha Karolki. Sztambucha, w którym poza Antoleńkiem wpisały się jeszcze tylko dwie osoby – krewni Karolki. W sztambuchu ostatnie wiersze Antoleńka i jedna ilustracja.
(A ja tradycyjnie, ale już ostatni raz proszę, by patrzeć na te wiersze z przymrużeniem oka i nie śmiać się, a jeśli już to życzliwie.) Uwaga! Pisownia oryginalna!

Wolę dzień smutny.
Gdyż on się zgadza z nastrojem ducha mego:
W dzień taki i ból jest mniej okrutny.
Nie żądam nie pragnę niczego!
A kiedy słonko zaświeci na niebie
I ptaszek zaśpiewa w wiklinie.
pytam się wtedy samego siebie:
„Czemuż tak smutno człopczynie?”
27/5/1903

Jednem mojem jest życzeniem,
Choć rozległy jest świat cały,
By na wspólnej Bożej ziemi
Mieć z ogródkiem domek mały.
A zaś drugiem mem życzeniem,
Jakże o niem wspomnieć miło!
Ażeby w tym własnym domku
Dobre serce dla mnie biło.

10/V/1903

Czy tak będzie?…

Cudna wiosna przeminęła,
We wspomnieniach jeszcze żyje,
Mnie tęsknota ogarnęła,
Serce me w rozpaczy bije.
I liść opada z drzewiny
Na wpół już umarłą ziemię;
Pójdę ja do swej dziewczyny,
Wnet ulży mi moje brzemię.
Bo gdy w jej oczęta spojrzę,
I w usteczka pocałuję,
A współczucia łezkę dojrzę,
Od razu spokój znajduję.
I jeśli mi kiedy źle będzie
I smutek życie zakłóci
To gdy ona przy mnie siędzie
Na nowo szczęście powróci.
W szare zaś wieczory zimowe
Gdy młodość nasza zwiędnieje
Na jej kolanach położę swą głowę
Ona mi przypomni nasze stare dzieje
I żyć będziemy przeszłością więcej
Na tym świecie biednym
I nieraz doznamy rozkoszy dziecięcej
Żyjąc z celem jednym.

Antek

18 sierp. 1903

Karolka!

Za czem my gonimy? Czego my pragniemy? O biedna ty duszo moja, gdybyś mnie nie znała, nie potrzebowałabyś się tak smucić! Bo czyż można nazwać to szczęściem, gdy ty codziennie płaczesz, gdy ja zamiast przynieść ci ulgę, przynoszę ci jeno smutek… Ja wiem, żem jest niedobry, że zabrałem ci wszystko, a w zamian dałem ci ból i ŁZY. Czy myślisz Karolciu, że gdy my się pobierzemy, to łez już nie będzie? Nie wierz temu Karolciu! Gdzie jest życie, tam muszą być łzy i gdy my będziemy zupełnie szczęśliwi, to wtedy będzie nas bolał ból bliźnich naszych. Zadaniem człowieka na świecie jest cierpienie. Ty co wierzysz w życie pozagrobowe, możesz się jeszcze pocieszać ta myślą, że za wszystkie cierpienia, których doznajesz tu, na ziemi, czeka cię nagroda w niebie, lecz dla mnie ze śmiercią kończy się wszystko, więc cierpię gorzej. Ty, biedaczko, poświęciłaś się dla mnie cała, ja zaś czem ci się za to wszystko wypłacam?

1/6/1903

Album dla Karolki cz. 5

To już piąta część sztambucha. Znów wiersze Antoleńka. (I ja znów uparcie proszę, by patrzeć na nie z przymrużeniem oka. Proszę nie śmiać się z autora, a jeśli już to życzliwie i z sympatią.) Uwaga! Pisownia oryginalna!

Jeśli zobaczysz, przechodząc drogą
Że liść ci do nóg upadł z szelestem,
Obejdź go lepiej – nie zdepcz go nogą,
Pomyśl, że może ja to nim jestem!
Jeżeli w klatce zobaczysz ptaka,
Nie ciesz się z jego trwogi i męki;
I pomyśl sobie, że dola taka
Mnie zgotowana z przeznaczeń męki
Jeżeli spotkasz gdzie psa przybłędę,
Nie bij go, gdy się w ślad twój powlecze
Pomyśl, że może ja to nim będę,
Że może pies ma czucia człowiecze.
Bo w szumie listka, co wiatr nim targa,
W kwielniu ptaka i psa skowycie –
Pamiętaj o tem!… jest cicha skarga
Na moją dolę, na moje życie.

19 grudz. 1903 r.

Nie sądźcie mnie bracia za żółć i za łzy,
Za ból i za rozpacz, co w piersi mej drży…
I cóżem ja winien, że brudny wasz świat
Że brat nasz rodzony to wróg nam i kat.
Że ciasno i ciemno mi pośród tych dusz
Co prawdę skrywają pod wieńcem pstrych róż.
Że w łonie nam zapał wypalił się zgasł.
Że innych zachwytów czekałem od was,
Że szarą mi wasza tęsknota i żal
Ból serce me gryzie, jak gryzie rdza stal;
Że pusto mi z wami i obco i źle
I zimne choć smutne spojrzenia wam śle:
I cóżem ja winien, że serce me gad
Zatruwa szyderstwem i wlewa w pierś jad,
Że łez brylantami ma droga się skrzy?
Nie sądźcie mnie bracia za ból i za łzy.
Zdawało mi się, ze w życia trudzie
Miłość mnie wieńczy uczucia kwiatem,
Że mnie serdecznie kochają ludzie,
Bądź nam kochankiem i bądź nam bratem?…
I zdało mi się, że los okrutny
Wieńcem cierniowym nie krwawi czoła,
Dalej, wędrowcze, blade i smutny
Nikt cię nie kocha, nikt cię nie woła.

Album dla Karolki cz. 4

To już czwarta część sztambucha. Znów wiersze Antoleńka. (A ja ponownie proszę, by patrzeć na nie z przymrużeniem oka i nie śmiać się, a jeśli już to życzliwie.) Uwaga! Pisownia oryginalna!

Wieczorne sny

Czy ty zastęsknisz, gdy po ciężkiej pracy
Wracasz do pustki, do swojego domu
A nikt kochany na odgłos twych kroków
Na próg nie bieży, witać nie ma komu.
I kiedy troska powszednia, codzienna
Ciężkim kamieniem piersi ci przywali.
nikt ci nie powie „Ciężar podziel ze mną”
O ukochany, bądź mężnym, idź dalej.
Czy ty zastęsknisz, kiedy podłość ludzi
Straszną goryczą usta twe napoi
A nikt nie szepnie: „Ja kocham cię zawsze”
O wszystkiem wątpiąc, wierz miłości mojej.
Czy ty zatęsknisz, że szczebiot dziecięcy,
Ni uśmiech kobiety nigdy nie ożywi
Ścian twojej chaty wesołym rozgwarem
Co by ci mówił: „my z tobą szczęśliwi”
Czy ty zatęsknisz?
Czy ty zatęsknisz, czy w oczach ci stanie
Że jest na świecie pokrewna ci dusza
Krwią, sercem, duchem bezgranicznie twoja
A która przecież los zdala stać zmusza.
Że ona ręce ściąga przez otchłanie,
Rwąc się ku tobie sercem i oczyma
Zdolna czuć, myśleć, działać – a bezsilna
Bo przez tę otchłań żadnej drogi nie ma.
Czy ty zatęsknisz?

Pieśń żołnierza

Ja w tej izbie spać nie mogę
Inną izbę daj sąsiedzie!
Bo stąd okna są na drogę
Tędy często poczta jedzie.
A gdy w nocy trąbka dzwoni,
Tak mi mocno serce skacze,
Myślę, że trąbią do koni,
I potem aż do dnia płaczę.
Oczy zamknięte to się marzy
Nasze konie chorągiewki,
Ognie nocne, krzyki straży
I wiarusów naszych śpiewki
Ocykam się i w ocknieniu
Słyszę głos mego kaprala
On mię klaszcze po ramieniu
Wstawaj! Jedźwa na moskala!
Wstaję: aż ja w pruskiej ziemi!
Jak tam, lepiej leżeć w błocie,
W chłodzie, głodzie i na słocie…
Ale w Polsce między swemi.
Jużbym tej nocy nie zasnął,
A czekałbym na kaprala.
Żeby znowu w ramię klasną.
„Wstawaj! Pójdźwa na moskala!”

Dawniej, a dziś…

Dawniej Twoje spojrzenie
Sprawiało mi przyjemne drżenie.
Innej rozkoszy nie znałem,
Gdy usta twe całowałem.
Siedząc przy tobie i patrząc na Ciebie
Zdawało mi się, że jestem w niebie.
I tak mi było dobrze z tobą
Aż się nareszcie dusza okryła żałobą.
Ja czuję, iż jestem inny.
Mniej szczery, obojętny, zimny
I już się ciebie nie pytam.
Co robisz rano, wieczór, gdy cię witam.
Nie tak całuję szczerze,
Choć wiem, że mnie kochasz, że mówisz pacierze
Ażeby mi stwórca dał zdrowie
A ten niedobry Antek zdziczał, nawet nie powie,
Co robił dzień cały
A przecież twoje oczęta płakały
Gdy mnie co bolało, gdym był smutny
Nigdyś nie myślała, żem taki okrutny
I dzisiaj przeze mnie zalewasz się łzami
Żyjąc tylko wspomnieniami,
A ja zawsze będę taki
Na rozkosz i na ból jednaki!

Antek

Album dla Karolki cz. 3

Kolejna część sztambucha Skręcipitki z rysunkami i wierszykami zakochanego w niej Antoleńka. Na małżeństwo tej pary nie chcieli wyrazić zgody rodzice Skręcipitki. Stąd taka, a nie inna treść wierszy.

Karolciu! czy zadaniem życia naszego
Jest cierpienie dnia każdego?
Dlaczego, gdy się kochamy,
Choć chwilki szczęścia nie mamy?
Bo gdy serce ból wielki rozrywa,
Karolciu! Czyś ty szczęśliwa?
Choć czasem słońce rzuci swe promienie,
I dla nas, lecz one niosą złudzenie,
Bo za błogiej nadziei chwilę
Musimy przecierpieć tyle>
Że miłość co świat podpiera,
Nam chęć do życia odbiera.
Lecz wierz Karolciu, że za Twe cierpienia
Przyjdzie do ciebie chwila odpocznienia.

Antek
28/7/1903

Czy pracować czy cierpieć? Bądź Boga obrazem
I rób tak, jak on: i pracuj i cierp razem.
1/4/1903 r.

Album dla Karolki cz. 2

Teraz druga część sztambucha, czyli wiersze Antoleńka. (Proszę patrzeć z przymrużeniem oka i nie śmiać się, a jeśli już to życzliwie.) Uwaga! Pisownia oryginalna!

Do Karolki,

Głowa mi tak bardzo cięży
I tak naookoło smutnie;
Czuję jakieś ciężkie więzy,
Co okuły mnie okrutnie!
Lecz gdy na Twoje kolana
Swą biedną głowę położę,
To czuję dziewczyno kochana,
Że mi to dużo pomoże.
Lecz dla mnie szczęścia za dużo
Bym mógł posiedzieć przy Tobie
Więc niech się serce w smutku rusza
I niech mu w życiu będzie jak w grobie.
W dzień smutku
19/05/1903 r.
Antek

Ja nie wstanę jutro rano,
Będę spał długo… wieki…
Na świecie cierpieć mi kazano,
Może nazawsze zamknę powieki.
Cierniowy wieniec włożyłem na skronie,
W duszę się wdarły katusze;
Napróżno, Boże, wyciągam dłonie.
Nie znajdę leku na duszę.
Kiedy wybije ostatnia godzina
Mojego życia smutnego,
Niechaj nie płacze po mnie rodzina,
Nie żądam żalu żadnego.
Chowany chcę być tam,
Gdzie dąb ów, stary rośnie,
Gdzie całe dnie spędziłem sam,
Marząc o szczęściu i wiośnie.
Niech tylko suchy liść
Na mem grobie leży.
A kto chce do mnie przyjść,
Niechaj nie mówi pacierzy;
Bo kto za życia nie wierzył
W tak dobrego Boga,
Kto jak zwierz swe życie przeżył,
Inna dla niego jest droga.
A ty się nie smuć dziewczyno,
Żem opuścił już ten świat,
Niechaj z ócz twych łzy nie płyną,
Wszak to Twego życia kwiat.
I niech cię ludzie nie widzą,
Gdy będziesz po mnie płakała,
Bo oni ciebie wyszydzą,
Powiedzą, żeś oszalała.
Miej zawsze wesołą minę,
Żyj szczęśliwie długie lata;
Po mnie zapłacz odrobinę,
To będzie dla mnie zapłata.
Wyrzuć wszystkie te pamiątki
Któreś ode mnie miała,
Boć to mego życia szczątki;
Gdy spojrzysz na nie, będziesz cierpiała.
Ja kochałem jedną ciebie
Tyś mi w świecie wszystkim była,
Radbym cię też ujrzeć w niebie,
Byś mi piekło oświeciła.
30/5/1903 r.
Antek

Album dla Karolki cz. 1

W pamiątkach po wielkiej miłości Antoleńka i Karolki, czyli tytułowej Skręcipitki zachował się album. Typowy sztambuch, tak charakterystyczny dla przełomu XIX i XX wieku. A w sztambuchu… Same wpisy Antoleńka.
Dziś część pierwsza, czyli troszkę obrazków.

Oj zdało mi się zdało,
Żem pokochał duszę,
Pokochałem ciało,
Teraz cierpieć muszę.

28/7/1902 r.